-->

niedziela, 12 lipca 2020

Levy x Gajeel dla Esumi Hope

Zamówione 26 października 2015 roku. Po prawie pięciu latach - pojawiło się.
Czy ktoś jeszcze w tych czasach zagląda na blogi? 

****
"Życiem nie pokierujemy"

Minęło tyle lat odkąd są ze sobą. Tyle cudownych i cukierkowych lat odkąd ten chłopak z ulicy i ja – mól książkowy; się w sobie zakochali. Odmienili swoje życia i postanowili kroczyć jedną, wspólną ścieżką ku przyszłości.

Wpatrywałam się w kolejny rocznicowy prezent od niego. W kolejną książkę, o której zawsze marzyłam, której nie mogłam dostać, a którą on dzięki swoim „kontaktom” mógł dla mnie zdobyć. Zawsze to samo. Kwiaty i książka, cały dzień chodzi za mną jak pies i jest na moje każde skinienie. Czy mówię tak tylko o rocznicach? Że tylko wtedy o mnie pamięta? Nie. Tak jest dzień w dzień. No może trochę z kwiatami przesadzam, aż tak często to ich nie dostaje. Ale książki? Zanim go poznałam nie sądziłam, że nadejdzie taki dzień, w którym będę miała ich dosyć! Nawet to potrafi zepsuć, głupi Gajeel.

Tak trudno pojąć że miłość to coś więcej niż jego służalczość względem mnie? Nie w takim chłopaku się zakochałam, nie takiego mężczyzny oczekiwałam.

Gdzie ta spontaniczność z początków naszej znajomości? Gnanie motocyklem na złamanie karku, spontaniczny seks w miejscach publicznych? Gdzie to wszystko się podziało… Gdybyśmy jeszcze chociaż mieli dzieci, które takie sytuacje hamują, ale ich nie mamy! Nie mamy żadnego powodu by skapcieć, ale to się właśnie z nami stało. Skapcialiśmy. Przynajmniej dla mnie to tak wygląda. Po nim widać, że podoba mu się tak jak jest.

Długo się do tego zabierałam, ale muszę to skończyć. Nie mogę tak żyć. Tak nudno, zwykle… Tak pospolicie. Nie do tego mnie przyzwyczaił, nie tego zapragnęłam i nie na to będę się godzić.

- Gajeel, możemy porozmawiać?

Długo nie musiałam czekać, wychylił się z kuchni i po chwili podszedł do mnie ściągając ubrudzony fartuszek kuchenny. Uśmiechał się idiotycznie. Znaczy, jak to wszyscy mówią, z miłością. Nie wierzę, że tak bardzo zmienił się ten sam chłopak, który jeszcze dwa lata temu dzień w dzień wracał z nowymi siniakami i złamaniami. Wydaje mi się, że wszystko zaczęło się psuć w momencie kiedy wyjął z siebie cały piercing. Stracił na groźnym wyglądzie. A co najgorsze. Wyjął CAŁY piercing, cały. Nawet ten z penisa. Jakie to były doznania, czuć go w sobie tak brutalnie. Ale nie. Wszystko się zmieniło. Najpierw przyzwyczaja mnie do innego siebie, a potem to odpuszcza. Wolałabym żeby mnie zostawił dla innej. Bo teraz nie wiem czy on się zmienił czy to ja go zepsułam?

- O co chodzi Leviś? - spytał siadając obok mnie na kanapie. Kiedyś usiadłby na stoliku przede mną, rozłożył nogi i patrzył ze śmiechem jak się zawstydzam nad jego bezpośredniością. No i ta ksywka. Do tej pory były to jakieś przytyki do mojego wzrostu, ale teraz zdrobnienie, to samo którego używa Lucy. Mam w domu mężczyznę czy najlepszą przyjaciółkę?

- Nie chciałam tego robić. Długo mi zajęło przemyślenie tego, a co najistotniejsze danie tobie szansy by to odkręcić.

- Em… Leviś, nie wiem o czym mówisz?

- O czym mówię? Gajeel nie widzisz?! Zmieniłeś się!

- Ostatnio ściąłem włosy, ale nie widzę powodu by z tego powodu poważnie rozmawiać.

Przesunęłam dłonią po twarzy. Co za idiota.

- Chciałam zrobić to delikatnie. Albo chociaż w sposób uargumentowany. Ale szczerze powiedziawszy nie wiem jak miałabym to ująć inaczej niż tak: Mam ciebie dosyć. Nie jesteś tym samym sobą, w którym się zakochałam. Nie czuję tego co wcześniej.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Że już cię nie kocham idioto!

Musiałam to wykrzyczeć. Tak długo to w sobie nosiłam, okłamywałam sama siebie, myślałam że to tylko chwilowe, ale taka jest prawda. Nie kocham takiego Gajeela.

Patrzyłam na jego reakcję, ale ten idiota tylko czule się uśmiechnął, wstał i przytulił się do mnie. Zamurowało mnie kompletnie, czy on nie usłyszał co ja powiedziałam? Wyszeptał mi do ucha: „Mimo wszystko, zawsze będę cię kochał”. Odsunął się ode mnie, poklepał po głowie i uśmiechnął tak, że przez chwilę widziałam w nim dawnego siebie. A potem wyszedł.

- To było dziwne. - mruknęłam sama do siebie. - Ale już po wszystkim. Koniec z Gajeelem.


- To wprost nie do uwierzenia, że z nim zerwałaś Leviś. Byliście taką słodka parą.

Siedziałyśmy w kawiarni gdzie Erza dorabia weekendowo, to jedyne miejsce gdzie tak naprawdę możemy się spotkać i wszystkie razem zobaczyć. O ile Lucy, Mira czy Wendy nie mają problemu by spotkać się gdziekolwiek o jakiejkolwiek porze, tak umówić się z Erzą jest wręcz niewykonalne. W tygodniu pracuje po osiem godzin dziennie jako księgowa, po pracy prowadzi kurs aikido dwa razy w tygodniu, a przez trzy dni kiedy mogłaby mieć wolne po południu dorabia jako korepetytorka matematyki, tylko po to by w weekend po dwanaście godzin pracować jako kelnerka. Z tego co Lucy się dowiedziała, ale jeszcze tego nie potwierdzono, podobno wieczorami zarówno w sobotę jak i w niedziele sprząta miejscowy teatr.

Wszyscy ją podziwiają, wszyscy zachodzą w głowę dlaczego to robi. Nigdy nie narzekała na małe zarobki, zwłaszcza że jej chłopak – Jellal, jest prawnikiem. Idealnie nudna para, księgowa i prawnik. Ostatnio między nimi dochodziło do spięć i faktycznie jakiś czas temu Jellal wyjechał, ale chodziłoby o pieniądze? Czy może tak napięty grafik ma tylko odciągać Erze od myślenia o nim?

Związki są dziwne i skomplikowane. I nieprzewidywalne. To przede wszystkim.

- Na początku faktycznie było coś takiego, ale.. Nie czułam już tego samego od bardzo dawna. Nie widziałam żadnego powodu dla którego ta relacja między nami się zmieniła, on niczego nie zauważał, nie potrafił odpowiedzieć na moje pytania, bo dla niego to było normalne. - odpowiedziałam Lucy na pytanie i w tym samym momencie podeszła do nas Erza z naszymi napojami. Podała mi moją ulubioną zieloną herbatę z nutą truskawek, Lucy dostała swoje latte z orzechowym syropem a Mira, jak zawsze, mocną, czarną kawę na potrójnym espresso. Swoją drogą, jak Mira może to pić to nikt nie wie. Mnie sam aromat odstrasza.

Erza klapnęła na wolnym miejscu koło Miry i rozejrzała się po stoliku.

- Nie ma dzisiaj z wami Wendy?

- Pojechała do Juvii i Graya na weekend opiekować się młodym. - odpowiedziała Mira i wzieła duży łyk swojej smolistej kawy.

- Ach… to już ten weekend? Faktycznie coś wspominała o tym. Nie mam ostatnio głowy do terminów. - westchnęła i oparła się wygodniej, uprzednio sprawdzając czy nie potrzebują jej przy jakimś stoliku. Ma szczęście, ze to kameralna kawiarnia, w dodatku prowadzona przez bliskiego znajomego jej ojca i nie ma w niej szaleńczego ruchu, ale nie znaczy że nie ma wcale.

- To chyba niedobrze jak nie masz głowy do terminów, pani Księgowo. - zaczepiła Mira.

- Odczep się, ostatnio pomyliłam terminy faktur i gdybym tego nie skorygowała mieliby wielki powód by mnie wywalić.

- Nie sądzisz, że trochę przesadzasz? Ty w ogóle przebywasz w mieszkaniu? Śpisz? - spytałam z troską. Erza bardzo mi pomogła gdy byłam dzieckiem i zawsze będzie dla mnie jak starsza siostra, w sumie mam wrażenie, że wszystkie jesteśmy siostrami.

- Bywam. To trochę męczące, ale konieczne. Wiem, że to nie wygląda za… zdrowo. Ale jest konieczne. I myślę, że niedługo się skończy więc jeszcze trochę, proszę, ignorujcie mój pracoholizm.

- Teraz to nas zaciekawiłaś. - Lucy powiedziała to o czym wszystkie myślałyśmy. Ale Erza szybko odbiła atak.

- Nie mieliśmy rozmawiać o Levy i jej zakończeniu związku?

- To koniec, o czym tu rozmawiać. Ciekawi mnie bardziej co się dzieje w twoim związku.

- To trochę skomplikowane. Trochę bardzo. Opowiem wam jak już wszystko się skończy, jasne? Zaufajcie mi po prostu.

Wszystkie poczułyśmy się zawiedzione. Zawsze to samo, nigdy nie chce powiedzieć o co chodzi. Tylko odwleka. Nawet jakbyśmy chciały jej pomóc to nie wiemy jak i dlaczego. W tym zawsze była mistrzem, w trzymaniu swoich problemów dla siebie.

- Więc… Jakoś w tamtym tygodniu dzwoniła do mnie Kagura. Wspomniała, że widziała Gajeela w Haregonie. Jeśli się nie mylę to już po waszym rozstaniu, więc to naprawdę na poważnie, Levy?

Gajeel w Haregonie? Co on tam mógł robić. Nieważne. Otrząśnij się. To już przeszłość. On już cie nie interesuje.

- Tak. Na poważnie. Mówiłam już to dziewczynom wcześniej. Nie czuję do niego tego samego co kiedyś. On tak jakby… stał się najgorszą z wizji jakie mogłabym o nim mieć. To nie miało sensu, skoro nie byłam z nim szczęśliwa, prawda?

Poczułam się trochę gorzej. Odkąd tylko Gajeel wyszedł z naszego, z mojego mieszkania dręczyło mnie przeświadczenie, że zachowuję się idiotycznie, że powód dla którego przestałam go kochać, uważać za pociągającego jest taki idiotyczny i dziecinny. Że zachowałam się jak suka, a on na to nie zasłużył. Nie wiem co o sobie myśleć. Z jednej strony był moim Gajeelem. Z drugiej już nim nie był. Prawda?

- Jeśli jesteś szczęśliwsza bez niego to dobrze zrobiłaś. - powiedziała pocieszająco Lucy. Zawsze wie co powiedzieć, aby kogoś pocieszyć. Bałam się jednak spojrzenia Erzy. Mira już wcześniej powiedziała mi, że mężczyźni są nieobliczalni w całkiem inny sposób niż kobiety i nim się zorientuję, Gajeel wróci taki jak zawsze i zwali swoje zachowanie na jakiś głupi zakład czy pomysł. Ale z Erzą nie miałam jeszcze kiedy o tym porozmawiać. I to chyba jej opinii boje się usłyszeć najbardziej.

- Nie wiem jak to wyglądało między wami. Czy naprawdę psuło się z chwili na chwilę czy ot tak. Jednak zanim zdecydujesz się na definitywny koniec, przemyśl czy to jest to czego naprawdę chcesz. Cztery lata temu ja i Jellal byliśmy bliscy ze zrezygnowania z nas. I może teraz tego nie widać, jestem szczęśliwa ze uparliśmy się by o siebie walczyć. Nie wyobrażam sobie tego jak moje życie miałoby wyglądać bez niego.

- Erza! - usłyszeliśmy głos staruszka, który upomniał dziewczyne, że jest w pracy.

- Ach. Miło się gadało, ale obowiązki wzywają. Pamiętaj Levy – przemyśl wszystko.

Kiedy Erza wróciła do pracy, pogadałyśmy z dziewczynami jeszcze o jej dziwnym zachowaniu i o tym co może być tego powodem. Podniosły mnie na duchu, że wszystko będzie dobrze. Niezależnie od tego czy Gajeel do mnie wróci czy też ułożę sobie życie z kimś innym.

Kiedy wyszłam z kawiarni i udałam się w stronę mieszkania wciąż w głowie słyszałam słowa Erzy, że powinnam to wszystko przemyśleć. Czy ona wie o czymś czego ja nie wiem? Dlaczego więc mi nie powie? O co w tym wszystkim chodzi!? Do cholery! Miało być łatwiej bez niego, a jest tylko bardziej skomplikowanie!


Kiedy to wszystko tak bardzo się zepsuło? Dlaczego to się zepsuło? Nie rozumiem. Gdzie podział się ten Gajeel, w którym się zakochałam? Tamtego dnia myśleliśmy, że już zawsze będziemy szczęśliwi. Tamtego dnia…

Trzy lata wcześniej

- Jasne, że nie ma problemu. Oczywiście. Pasuje mi. Nie, nie szkodzi. Zapomniałaś? Masz plany? Nie no.. nie ma sprawy. Zajmę się sobą. To żaden problem.

- Dzieciaczku, nie zgubiłaś się czasem, hi hi? - usłyszałam za sobą. Przez te złość zapomniałam dokąd idę. Szybko się rozejrzałam i zorientowałam, że wpadłam w niezłe bagno. Tymi uliczkami się nie chodzi. Chyba że ma się dosyć życia. Głupi powód by umrzeć, wejść w złą uliczkę i dać się zabić, bo było się złym że przyjaciółka przełożyła plany. Co robić? Co robić by się nie dać zabić… Napastnicy często liczą tylko na strach ze strony swojej ofiary, więc wystarczy jakikolwiek odzew z mojej strony i to go zdezorientuje i zdążę uciec. Jestem geniuszem!

- Jeśli chcesz brzmieć strasznie, to nie rżyj na końcu wypowiedzi. - powiedziałam i rzuciłam się by uciec, ale natrafiłam na coś twardego na swojej drodze, co nie chciało ustąpić. Trzymało mnie mocno i nie miało zamiaru puścić, przestałam się wierzgać i spojrzałam w górę. Napotkałam spojrzenie rozbawionych ciemnoczerwonych oczu. Ten facet nie był normalny. Nie miał brwi tylko kolczyki, w brodzie kolczyki – wszędzie kolczyki, a czarnych, długich i szpiczastych włosów to pozazdrościłby mu nawet sam Sonic.

- Mocne słowa jak na takie dziecko. - Cholera. Koleś ma nawet ostry ton głosu. Brzmi jakby ktoś ocierał ostrze o ostrze. I tak zginę. Wspaniale. Lucy ty i Twoje przekładanie planów!

- Dobra, mam dosyć. Rób co chcesz tylko potem zadbaj bym nie wyglądała głupio jak mnie znajdzie policja. - odpowiedziałam zrezygnowana. Koleś jest pięć razy większy niż ja, na co mój opór?

- Ghihihi! - ryknął mi nad uchem. - Wiesz co, dzieciaku? Zabawna jesteś. I malutka. Uciekłaś z cyrku?

- Kto tutaj uciekł z cyrku? W porównaniu do ciebie jestem BARDZO normalna.

- Czy ty zdajesz sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajdujesz?

- Tak. W ciemnej uliczce z jakimś kretynem, który leczy swoje kompleksy napastując młode kobiety.

- Kompleksy? - dlaczego ja to wszystko mówię?! Chyba przegięłam, na pewno przegięłam, zaraz mnie zgwałci i zabije. - Jak na taką… - nie dokończył bo nagle usłyszeliśmy kroki dochodzące z drugiego końca alejki. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować zasłonił mi dłonią usta, mocno chwycił i przyciągnął do siebie chowając się bliżej ściany. Opierając się o jego twarde ciało miałam wrażenie, że go nie ma a za sobą mam głaz. Cholera. Powinnam przestać czytać książki, które zamawiam Erzie, bo zaraz będę błagać oprawcę by się ze mną przespał.

- Kurogane powinien tutaj być. Taki dostaliśmy cynk.

- A widzisz go tutaj? Ktoś go musiał uprzedzić, że go szukamy, cholera! Nic by mnie nie zadowoliło bardziej jak widok tego złamasa w kałuży własnej krwi.

Poczułam jak chłopak za mną cały się napina i lekko pochyla w moim kierunku. Po chwili słyszałam bardzo cichy szept.

- Zaraz cię puszczę, nie zastanawiaj się i biegnij jak najbliżej ściany i jak najdalej od nich. Jeśli zobaczą cię w moim towarzystwie, będziesz miała przejebane do końca życia, a postarają się żeby nie było ono długie, zrozumiałaś?

Kiwnęłam głową i poczułam jak mnie puszcza, odsunęłam się powoli od niego i w momencie w którym on wyszedł z cienia na spotkanie ja puściłam się biegiem przed siebie.

Od tamtej przygody minęły dwa dni i nie mogłam wyrzucić tego z głowy. Coś było w tym chłopaku. Jakiś cień, który chciałoby się poznać. Jak postać w książce, która wpada na chwilę do głównej historii i zagadkami mówi o swoich przygodach i aż chce się dowiedzieć o niej czegoś więcej, ale autor na to nie pozwala.

Chociaż bardzo chcę, nie mogę go wyrzucić ze swojej głowy.

- Hej, dzieciaku. - spojrzałam przed siebie i nie mogłam uwierzyć. On tu był. Stał przy chodniku oparty o motor, na twarzy miał parę zadrapań, a dłonie miał zabandażowane, ale uśmiechał się kpiąco i patrzył prosto na mnie.

- Jakim cudem jeszcze żyjesz? - spytałam podchodząc. Wiem że igram z ogniem, ale nie mogę się powstrzymać. Miał już szansę by mnie skrzywdzić, a z tego co zrozumiałam to raczej mi pomógł ujść z życiem.

- Mam szczęście. Chcesz się przejechać? Jesteś mi coś winna za uratowanie życia, a druga opcja ci się nie spodoba, ghi hi.

Pominął fragment, w którym najpierw on był zagrożeniem dla mojego zdrowia.

- Co ja mówiłam o tym rżeniu na końcu?

- Boisz się wsiąść na motor, że znowu igrasz?

- Dawaj kask.

- Ghi hi.


Stało się to już chyba rutyną. Wracam z pracy, spotykam Gajeela – tego dupka z dziwnym śmiechem; bierze mnie na przejażdżkę i odwozi do mieszkania. Lucy nie lubi go i ostrzega mnie przed nim za każdym razem, ale Erza wydaje się być spokojna. Podobno się znają, ale ani Erza nie mówi nic więcej na ten temat, a tym bardziej Gajeel, który dziwnie reaguje na jej imię.

Nim się obejrzałam Gajeel był w moim życiu obecny. Bardzo dużo rozmawiamy o jego przeszłości, o mojej. O tym co nas różni. I co zaskakujące mam wrażenie że to nas bardzo do siebie zbliża.


Obecnie

Obudziłam się i nagle do mnie wszystko dotarło. W dniu w którym po raz pierwszy powiedzieliśmy sobie „kocham cię”, zabrał mnie motorem nad jezioro, dał książkę o której wspomniałam raz, aby sprawdzić czy mnie słucha, a potem kochaliśmy się gwałtownie w wodzie. Po wszystkim rozmawialiśmy o tym co nas mogłoby zabić, gdyby stało się rutyną związku. To wtedy mu powiedziałam, że najbardziej obawiam się, że mój związek będzie nudny i bezbarwny. Zażartował, że z taką obawą to aż sama się prosiłam by go poznać. Obiecał mi, że nigdy nie skarze mnie na takie pospolite zachowania.

Ale to zrobił. Wiedział dobrze że mnie to od niego odsunie, ale to zrobił. Dlaczego? Co było takiego ważnego, że posunął się do złamania obietnicy?

Erza coś wie. Musi coś wiedzieć. Chwyciłam telefon, zignorowałam ze jest druga w nocy i wybrałam jej numer. Odebrała za trzecim razem.

- Leevy. Coś się stało? - słyszałam jej zaspanie, pewnie niedawno wróciła i już ją wyrwałam ze snu, ale nie czułam się z tego powodu winna, ona coś ukrywa.

- Co wiesz o Gajeelu?

- Levy. Wiesz, ze kocham cię jak siostrzyczkę. Ale jest druga w nocy a Ty wydzwaniasz z quizem o swoim byłym. Jeśli to wszystko to wybacz, ale wracam spać.

- Erza! Do cholery, czego mi nie mówisz!

Po drugiej stronie zapadła cisza, myślałam, że się rozłączyła, ale po chwili usłyszałam:

- Jesteś w stanie do mnie przyjechać? To nie jest rozmowa na telefon.


Ubrałam się najszybciej jak mogłam, zamówiłam taksówkę i pojechałam do domu Erzy. Co ona ma mi takiego do powiedzenia?

Gdy tylko podeszłam do drzwi, otworzyły się, a szkarłatnowłosa stała w nich i smutno się uśmiechała, jeśli to z powodu dla którego tu jestem to naprawdę zaczynam być przerażona.

- Skoro do mnie zadzwoniłaś to znaczy, że przemyślałaś to?

- Przemyślałam to, ze Gajeel zachowywał się tak specjalnie. Od dwóch lat był najgorszą wersją siebie – nie sobą. Wiedział dobrze, jaki mam stosunek do takiego zachowania, a mimo to robił wszystko bym go znienawidziła, prawda? Dlaczego?

- Usiądź. Muszę najpierw ci coś wytłumaczyć, a później on to zrobi.

Czekaj co? Usiadłam skonfundowana. Gajeel tu jest? Czy oni mają romans?! CO TU SIĘ DZIEJE!?

- Gajeel rok temu spotkał się ze mną i poprosił mnie bym oddała mu przysługę. Uznał, że najlepiej będzie jeśli to ja będę musiała ci wszystko wytłumaczyć, w razie gdyby list nie wystarczył.

LIST? O CO CHODZI?!

Erza podała mi kopertę, rozpoznałam ostre pismo Gajeela, wyjęłam z niej dwie kartki. Dwie kartki wystarczyły by moje serce rozpadło się na maleńkie kawałeczki.


„Hej Dzieciaku

Jeśli to czytasz to Twoja straszna starsza siostra wywiązała się z umowy, podziękuj jej – wiem że nie było to dla niej łatwe, bo naprawdę cię kocha a nie mogła Ci pomóc.


Dała Ci list więc stało się to o czym nie chciałem przez długi czas myśleć. Przegrałem. Wybacz mi, ale okazuje się, że nie zawsze mam szczęście i nie zawsze wyjdę cało z każdej sytuacji.

Poznanie Ciebie było najlepszym co przytrafiło mi się w życiu. Nasze wspólne chwile były wszystkim czego pragnąć mogłem od życia. Jeśli byłaś choć w połowie tak szczęśliwa z naszego związku jak ja to skala spełnienia już dawno przekroczyła granice.

Wybacz jeśli czegoś nie zrozumiesz, albo gdzieś popełnię błąd, ale to ty byłaś tą łebską w tym związku. Choć przyznam że mimo powagi tego co chcę Ci przekazać – siedzę teraz ze słownikiem i sprawdzam poprawność każdego jebanego słowa. Wybacz, Dzieciaku.

Zapewne zdecydowałem się kontynuować swój okropny plan, dlatego musisz zrozumieć jedno. Nie potrafiłem powiedzieć, że cię nie kocham. Nie potrafiłem cię odrzucić. Nie potrafiłem cię zranić. Dlatego musiałem sprawić byś to ty porzuciła mnie. Ale hej! Ja to ja, łatwo mnie znienawidzić.

Zastanawiasz się pewnie dlaczego to wszystko. Rok temu, kiedy ten zjeb mój przeciwnik mi przyłożył tak, że straciłem przytomność a Ty mnie znalazłaś i zabrałaś na pogotowie, lekarz przekazał mi kurewską przykrą nowinę. Przy jakiś tam badaniach wykryto w moim bebechu guza. Po dokładniejszym badaniu wyszło, że mogę wydłużyć swoje życie, ale go nie uratuję. Za małe szanse na to. Myślałem nad tym bardzo długo i co do jednego zawsze byłem pewien. Nie chciałem byś była przy mnie jak będę umierał, nie zasłużyłaś na to by mnie widzieć w takim stanie. Będę starał się jak tylko będę mógł, ale jeśli będę coraz bliżej końca, będę musiał liczyć, że w końcu moje zachowanie cię zniechęci i odpuścisz. I nie będę miał Ci za złe. Będę nawet wdzięczny jeśli nie będziesz przeszkadzać w realizacji mojego planu.


Mam nadzieję, że mimo wszystko jeszcze kiedyś się uśmiechniesz i uszczęśliwisz jakiegoś innego kolesia, tak jak uszczęśliwiłaś mnie.



Twój Dupek z Alejki, ghi hi

Gajeel


Ps. Nie bądź zła na Erze, że nic Ci o tym nie powiedziała, błagałem ją by dopilnowała byś się o tym nie dowiedziała, mogła Ci powiedzieć tylko w dwóch przypadkach – albo po mojej śmierci (teraz) albo gdybym był na tyle głupi że istniałoby rozwiązanie, a bym się go nie podjął, mimo że mogłoby mi pomóc.”