Grimmjow: Od razu mówimy Wendy w tym opowiadaniu ma równo osiemnaście lat!
Sądzę, że się domyślą -,-
Grimmjow: No tak zapomniałem, że tylko ty jesteś tak głupia.
Jesteś okropny! Po co ty tu w ogóle jesteś?
Grimmjow: Aby cię dręczyć, czyż to nie oczywiste?
Ta... Mogłam się spodziewać... Dołuj mnie jeszcze bardziej...
Grimmjow: A no tak! Natuśka-chan jest zdołowana powrotem do szkoły.
*Zanosi się płaczem* Nie chce mi się tam iść! Ratuj!
Grimmjow: Nie ma mowy! Teraz będę mógł mieć chociaż pół dnia spokoju!
Widzicie jaki okropny...
****
Zawsze wygrywali i teraz znowu wygrali. Od kiedy
najsilniejsi członkowie gildii Fair Tail wrócili ich gildia stała się znowu
numerem jeden w Fiore. I ten magiczny turniej został przez nich wygrany. To już
szósty raz z rzędu. Wendy stała się taka silna… Chciał się z nią przywitać już
kiedy wróciła, ale on nie odważył się. Po zostawieniu jej na tej wyspie… Po
prostu nie mógł sobie tego wybaczyć. Tak więc zawsze ten raz w roku obserwował
ją. To jak staje się silna i to jak dorasta… Tak też było na tych.
Doranbolt patrzył się z zaciekawieniem jak pokonuje swojego
przeciwnika. Podniebna smoczyca dawała z siebie wszystko, jednak jej przeciwnik
też nie próżnował…
-Tenryuu no Houkou! –Usłyszał
jej krzyk i przeciwnik znalazł się w jednej wielkiej trąbie powietrza. Zaraz
potem padł, jednak dziewczyna także z wycieńczenia upadła. Wygrała, ale nie
było z nią za dobrze. Oboje uczestników wyprowadzili lekarze, lecz on
interesował się tylko jedną… Widział jak ją wyprowadzają jej bezradne ciało.
Potem był następny pojedynek. Jednak jego myśli zaprzątała niebiesko włosa
dziewczyna. W końcu miał dość tych niepewności i udał się do skrzydła
leczniczego Fairy Tail. Popytał się odpowiednich osób gdzie się znajduję.
Oczywiście jego status dużo mu pomógł… Skierował się pod odpowiednią salę i
lekko pchnął drzwi. Zlustrował cały pokój, jednak jej w nim nie było… Pomylili
się?
- Pan Doranbolt? – usłyszał za sobą ten głos zanoszący się
płaczem, a po chwili poczuł uścisk w pasie. Dziewczyna się do niego tuliła co
chwilę łkając. – Dobrze pana widzieć. – powiedziała Wendy, gdy tylko się od niego
oderwała.
- Tak, mi także miło cię widzieć…
- Dlaczego pan…
- Mów mi po imieniu w końcu masz osiemnaście lat i jakby nie
było jesteśmy znajomymi.
- Więc Doranbolt-san, dlaczego mnie nie odwiedziłeś?
Mężczyzna podrapał się po głowie.
- Bo widzisz… Nadal siebie winię za to ci się wtedy stało…
Gdybym was nie zostawił…
- To już nie ważne – dziewczyna posłała do niego przyjazny
uśmiech – Co było wtedy, to było wtedy, a teraz jest teraz i tym się trzeba
martwić!
- Wendy… - oczy mężczyzny się zaszkliły.
- No już! Nie płacz, jesteś w końcu mężczyzną. – i znowu ten
jej powalający uśmiech dający tyle nadziei
- Wendy! – powtórzył głośniej jej imię i przytulił ją do
siebie – Już nigdy więcej cię nie zostawię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz