Starrk: I to bardzo uwierzcie :D , One-shot zamawiany przez Ricki , mam nadzieje, że ci się spodoba :D
No to nie przedłużam , zapraszam do długie czytanka >.<
~*~
Powoli kierowała się w stronę sklepu. Nie mogła już
wytrzymać, przystanęła na chwilkę i spojrzała wprost na błękitne
niebo. Chciała nie mieć zmartwień jednak po śmierci jej matki nic
nie było dobrze...ona i jej ojciec ciągle żyli tym
wydarzeniem...jej śmiercią. Nie chciał tego, nie chciał żyć
przeszłością...jednak to było silniejsze od niej. Spojrzała
przed siebie, przed nią było tyle osób, których takie rzeczy
nawet by nie ruszyły...Gdy jej emocje opadły, zaczęła maszerować
w stronę Biedronki. Spojrzała jeszcze ukradkiem na listę zakupów,
spisaną przez jej ojca, gdy znała już produkty, spojrzała przed
siebie, jednak to jej nie uchroniło, jakże przed niewidocznym i
szybkim uderzeniem w drugą osobę. Ona zaś pod wpływem uderzenia
upadła na twardy chodnik.- Przepraszam-powiedziała podnosząc się z ziemi- Nie widziałam cie-odparła i podniosła koszyk.
- Och to ja przepraszam-odparł i podniósł kartkę, po czym podał ją niebiesko-włosej.
Spojrzała na chłopaka był wyskoki i dobrze zbudowany. Jego ciemno-fioletowe oczy lekko przysłaniały blond włosy, ułożone w każdą stronę świata .Schowała kartkę daną przez blondyna do kieszeni spodni. Spojrzała na niego raz jeszcze. Był przystojny...
- Nic ci nie jest?-spytał i spojrzał na nią opiekuńczym wzrokiem.
Jej policzki stały się lekko czerwone, nie widziała jeszcze takiego "troskliwego" chłopaka.
- Nie-powiedziała- Ale Juvia dziękuje, że pytasz-odparła i wyminęła szybko chłopaka.
Przypomniało się jej, że miała iść po bułki pół godziny temu.Lekko roztrzepana zaczęła biec w stronę sklepu.
Spojrzał na oddalając om się od niego Juvie. Dziewczyna była miła i...ładna. Nie spodziewał by się spotkać takiej na chodniku. Jego uśmiech, znów wdarł się na jego twarz. I tak nie miał co robić, to przynajmniej by jej pomógł...? Jednak nie wiedział do którego sklepu się udała. Zaczął myśleć, nad najbliższym sklepem w okolicy. Było ich kilka, lekko zakłopotany szedł na prost, jego pierwszym punktem dotarcia, jest ogromna Biedronka, może tam ją znajdzie...
~*~
Powoli szła z pełnym koszykiem i jedną ogromną torebkom zakupów. Nie mogła uwierzyć, że te zakupy mogą być takie ciężkie, ledwo co zdołała je unieść.Musiała
na chwilę ustać, gdyż naprawdę straciła sporo energii. Stanęła
blisko parku. po czym opadła razem z zakupami na ławkę. Nagle do jej myśli wkradł się przystojny blondyn, którego spotkała. Westchnęła, po czym wstała na równe nogi. Wzięła koszyk i torebkę, po czym zaczęła iść w stronę bloku, tam na nią czekał zniecierpliwiony papa, stwierdziła i przyspieszyła z trudnościom kroku.
Rozczarowało go to, że nigdzie nie mógł jej znaleźć. W żadnym sklepie i niedaleko nich.Spojrzał na zielone drzewa otaczające park. Był piękne, zielone i były jego przeciwieństwem. Rozejrzał się dookoła, w ostatniej chwili ujrzał niebiesko-włosą, która powoli znikała z pola jego widzenia. Zaczął biec w jej stronę, gdy był już za nią spojrzał na jej tonowe zakupy.
- Hej, może ci pomóc?-spytał, po czym wyłonił się przed dziewczyną.
Zaskoczona, spojrzała na blondyna.Zrozumiała, że to właśnie jego spotkała.Po ogromnym tachaniu zakupów, spojrzała na chłopaka z współczuciem i bez wahania oddała mu zakupy. Uśmiechnęła się szeroko do chłopaka.
- Dziękuje-odparła.
Rozczarowało go to, że nigdzie nie mógł jej znaleźć. W żadnym sklepie i niedaleko nich.Spojrzał na zielone drzewa otaczające park. Był piękne, zielone i były jego przeciwieństwem. Rozejrzał się dookoła, w ostatniej chwili ujrzał niebiesko-włosą, która powoli znikała z pola jego widzenia. Zaczął biec w jej stronę, gdy był już za nią spojrzał na jej tonowe zakupy.
- Hej, może ci pomóc?-spytał, po czym wyłonił się przed dziewczyną.
Zaskoczona, spojrzała na blondyna.Zrozumiała, że to właśnie jego spotkała.Po ogromnym tachaniu zakupów, spojrzała na chłopaka z współczuciem i bez wahania oddała mu zakupy. Uśmiechnęła się szeroko do chłopaka.
- Dziękuje-odparła.
- Nie
ma sprawy-powiedział, po czym odwzajemnił uśmiech.
Spojrzała
na chłopaka, który prawie co dopiero zna, a już się jej podoba.
Wiedziała o nim mało. Zaczęła lustrować go wzrokiem. Właściwie,
prawie był jej obcy, nie znała jego imienia.
-
Yhmm..tak w ogóle to jak ci na imię?-spytała nie pewnie, po czym
spojrzała w jego błękitne oczy.
- Lyon-powiedział wesoło.
Lyon...jego
imię... Spojrzała przez siebie, zobaczyła blok w którym mieszka.
Po długiej ciszy wreszcie się odezwała.
- Lyon to tu, dziękuje jeszcze raz-zaczęła- Już nie musisz nieść
tego ciężaru, poradzę sobie-Uśmiechnęła się do nie go
promiennie.
-
Nie odprowadzę cie do drzwi, to jest ciężkie, więc nie pozwolę
byś się przemęczała-powiedział, po czym mocniej ścisnął
uchwyt koszyka.
Natychmiast
poczuła palący rumieniec na swej twarzy...On nie pozwoli..by się
przemaczała...?
Przez
całą dalszą drogę ciągle myślała o Lyaonie, nawet jeśli
próbowała tego nie robić i tak prowadziło to do jednego, gdy byli
już przy drzwiach mieszkania. Włożyła klucze do zamka i
przekręciła je w prawo, po czym otworzyła drzwi na oścież.
Wchodząc,
po czół zapach kuchni domowej. Jego wyraz twarzy posmutniał...I
najwyraźniej Juvia to zauważyła, podeszła do niego i pożyła
dłoń na jego ramieniu.
- Co
się stało...?-spytała- Jeszcze kilka sekund temu byłeś...pełen
życia-odparła i wzięła od chłopaka torbę i znikła za rogiem.
Otrząsnął
się i poszedł za dziewczyną. Sam nie mógł uwierzyć, ale dobrze
czuł się w jej towarzystwie. Za rogiem ujrzał ogromną kuchnie.
Jej ściany był pomalowane na jasny pomarańcz, a jego tło
ozdabiały brązowe szafki kuchnnę. Widać te mieszkanie było
naprawdę sporych rozmiarów. Nigdzie zaś nie widział jej
rodziców. Odłożył koszyk na blat stołu.
-
Przytulne miejsce-powiedział i jeszcze raz rozejrzał się po
pomieszczeniu.
-
Tak, nie dawno co kupione przez mojego ojca-powiedział i zaczęła
wkładać zakupy do przeróżnych szafek czy szuflad.
-
Jednak dobrze się w nim orientujesz-Uśmiechnął się.- To ja
lecę, nie będę ci przeszkadzał.
Powoli
kroczył w stronę drzwi, po cichu miał nadzieję, że dziewczyna
go zatrzyma. Może przejdzie się z nim gdzieś...?
Nie
mogła pozwolić mu wyjść, jednak tu zostać nie mógł, gdyż jej
ojciec nie lubi, gdy przyprowadza tu „chłopców”. Wybiegła za
blondynem. Musiał odważyć się coś powiedzieć. Od samego
myślenia o tym rumieńce wyskoczył na jej policzkach. Wyskoczyła
szybko na klatkę schodową.
- Lyon!-krzyknęła.
Szybko
podbiegła do chłopaka.
-
Yhmm...może chciała byś się ze mną gdzieś przejść?-spytał.
Lekko
czerwona kiwnęła głową.
- To
może lody?-spytał.
-
Czemu nie-Uśmiechnęła się.
~*~
Powili szli razem,
jedząc lody czekoladowe. Dziewczyna spojrzała na otaczającą ich
ciepły i wspaniały klimat. Widział teraz wszystko jaśniej, w
lepszych barwach. Widział dzieci bawiące się w berka, inne pary
przechodzące przez park i szczęśliwych przyjaciół. Westchnęła,
gdy zrozumiała, że w ogóle nie zna Lyona, a od tak dawna z nikim
się nie spotykała, a w jego towarzystwie czuła motylki w brzuchu.
Od kąt jej mama zmarła, ani ona, ani jej ojciec...nie mogli być
szczęśliwi. To zdarzenie im na to nie pozwalało. Brakło im jej,
jednak ona mogła mieć kogoś, kto pozwolił by jej zapomnieć...?
Nagle jej radość rozpłynęła się, spojrzała na chłopaka.
- Juvia, to gdzie chciał
byś teraz pójść?-Uśmiechnął się.
Na pewno nie chciała iść
do swojego domu. Westchnęła. Nagle naszła ją myśl, Lyon widział
jak ona mieszka, to czemu ona by nie zobaczyła jego mieszkania.
Miała serdecznie dość swojego...
- To może do
ciebie-Czerwony rumieńce wyskoczył na jej policzkach, a ona
speszona odwróciła wzrok.
Nie słyszała odpowiedzi,
po chwili zdała sobie sprawę, że może on nie chce jej...zabrać
do swojego domu. Nie chciała się narzucać, jednak zrobiło się
jej trochę przykro...
- Dobrze- odparł, po
długiej ciszy.
Jej oczy rozbłysły.
Jednak miała wrażenie, że on jej nie chcę prowadzić do swojego
domu...
Spojrzał na nią, miał
powiedzieć „nie”. Nie mógł, nie przeszło by mu to przez
gardło.
~*~
Spojrzała na jego pokój,
panował w nim porządek. Łóżko było posłane, pułki czyste,
nigdzie nie leżał , żaden śmieć. Była ciekawa czego tak się
obawiał...
- To może przyniosę ci
coś do picia-powiedział, po czym zniknął za drzwiami.
Zaczęła się rozglądać.
Nie chciała być wścibska, jednak chciała znaleźć to czego nie
chciał jej pokazać. Oklapła na łóżko. Wbiła wzrok w czarne
biurko .Pod nim zobaczyła ogromną torbę. Spojrzała do środka. W
niej zobaczyła pełno kolorowych tabletek, małych, dużych. Nie
mogła uwierzyć, że Lyon jest dilerem...
- Hej mam dla ciebie sok pomarańczowy- powiedział, po czym spojrzał na dziewczynę.
Zobaczył ją, trzymała tą zakazaną torbę. Nie wiedział co powiedzieć, jak się bronić...wytłumaczyć? Ciągle na nią patrzył, nie mógł wywnioskować co czuła, chciała mu powiedzieć...Czuł strach, przed jej wiedzą o tych nie legalnych tabletkach. Miał jej powiedzieć, że po odejściu matki, zabrakło pieniędzy na ich utrzymanie, więc on, jego ojciec i Gray weszli w ten pieprzony interes...
- Jak możesz być dilerem-powiedziała, po czy spojrzała na plecak.
- Nie każdy ma wybór, jak ty...musiałem to zrobić-Odłożył szklankę soku na biurko.
Nie wiedział jak jej wytłumaczyć to wszystko, teraz ona uważała go za złą osobę. Nie chciał tego, chciał z nią być...
- Każdy ma wybór-powiedziała.
Nie wytrzymał, chociaż bardzo ją kochał. Emocje wzięły nad nim górę.
- Nie wiesz przez co przeszedłem, straciłem matkę, gdy miałem zaledwie 4 lata, potem zostałem w babrany w to wszystko i co kurwa myśli, że każdy ma wybór!-wrzasnął.- Po co zagadałaś do mich rzeczy, nie są twoją właściwością tylko moją!.
Spojrzała na niego. W tej chwili, stwierdziła, że w ogóle by go nie poznała. Jednak miał rację, nie powinna śwaniać po czyjś rzeczach. Jednak jego słowa bolały ją, myśli, że tylko on miał ciężko od dziecka...Spojrzała na niego, kilka łez spłynęło jej po policzku. Nie chciała by widział ją w takim stanie. Wybiegła z pokoju i chciała być jak najdalej z tond.
Spojrzał jak wybiegała z pokoju. Nie mógł na to pozwolić.
- Juvia, stój!-krzyknął.
Nie zareagowała. Nawet na niego nie spojrzała. Miał dość przez te prochy waliło mu się życie...znowu.
Po otworzeniu oczu, zdecydowała go jeszcze raz odwiedzić i pomóc mu. Wleciała szybko do łazienki. Tam zgrabnie wyszczotkowała zęby i wyczesała swoje niebieskie włosy. Ubrała granatowe spodenki i kolorową bluzkę na krótki rękaw. Szybko zawiązała sznurówki butów i wybiegła z domu. Biegła przez całą drogę, gdy była już przed jego domem zapukała do drzwi. Jednak odpowiedziała jej cisza. Otworzyła po cichu drzwi i wślizgnęła się do środka. Chciała zrobić mu niespodziankę. Weszła do jego pokoju. Gdy zobaczyła go w tym stanie. Zbladła. Podbiegła do niego.
- Wzięłaś to świństwo-powiedziała przez szloch.
- Tak nie miałem nic do stracenia, skoro odeszłaś-Uśmiechnął sztucznie.- Wybacz mi.
- Nie-powiedziała- Powiedziałeś, że tego nienawidzisz tego gówna, a tym razem...wziąłeś tego ogromną dawkę...?!-Spojrzała na niego zła i jednocześnie załamana jego widokiem.
Wiedział, że z nim koniec. W takiej chwili, gdy znów ją odzyskał...?!. Przeklinał los i siebie. Był idiotą, myśląc, że naprawi wszystko samobójstwem. Jednak i tak to zrobił. Nie czuł jeszcze bólu, jednak z doświadczeń innych ludzi, będzie to najgorsza śmierć jak może być...
- Mam prośbę-Spojrzał na nią prosząco by go wysłuchała.
- Tak?-spytała.
- Zostań ze mną do końca...mojego końca
Nie wiedziała co powiedzieć, czy on właśnie jej powiedział, że jest pewien swej śmierci?
- Dobrze- powiedziała, po czym zaczęła płakać.
Widziała jak się męczył przez najbliższe godziny, rozmawiała z nim, pocieszała go na nic. On wiedział o ty co go czeka, a i tak...Nagle naszła ją myśli by zadzwonić po karetkę...
- Może zadzwonię po karetkę- powiedziała z nadzieją.
- Nie to i tak już koniec- Uśmiechnął się.- Czuję to...-powiedział , po czy odpłynął.
Nie widziała, co rozbić. Łzy same płynęły jej po twarzy. Nie nie mógł jej pomścić..?!.
- Lyon!...powiedz coś- krzyknęła.
Nie słyszała żadnej reakcji. Spojrzała na plecak lezący o bok niego. Wyciągnęła do niego rękę i wzięła garść tabletek. Gardziła sobą w tym momencie, jednak nie wiedziała dlaczego dla niego zrobiła by wszystko. Zaczęła łykać jedną za drugą, po czy zaczęła dopijać leżącą na podłodze wódką. Wiedziała, co czuł. Ból. Histerie, panikę....Męczyła się z tym ciężarem godzinę, dwie. Czas leciał szybko w cierpieniu, aż i u niej nastał nieunikniony koniec. Spojrzała na Lyona. Złapała go ostatni raz za rękę i odpłynęła w garść śmierć.
- Hej mam dla ciebie sok pomarańczowy- powiedział, po czym spojrzał na dziewczynę.
Zobaczył ją, trzymała tą zakazaną torbę. Nie wiedział co powiedzieć, jak się bronić...wytłumaczyć? Ciągle na nią patrzył, nie mógł wywnioskować co czuła, chciała mu powiedzieć...Czuł strach, przed jej wiedzą o tych nie legalnych tabletkach. Miał jej powiedzieć, że po odejściu matki, zabrakło pieniędzy na ich utrzymanie, więc on, jego ojciec i Gray weszli w ten pieprzony interes...
- Jak możesz być dilerem-powiedziała, po czy spojrzała na plecak.
- Nie każdy ma wybór, jak ty...musiałem to zrobić-Odłożył szklankę soku na biurko.
Nie wiedział jak jej wytłumaczyć to wszystko, teraz ona uważała go za złą osobę. Nie chciał tego, chciał z nią być...
- Każdy ma wybór-powiedziała.
Nie wytrzymał, chociaż bardzo ją kochał. Emocje wzięły nad nim górę.
- Nie wiesz przez co przeszedłem, straciłem matkę, gdy miałem zaledwie 4 lata, potem zostałem w babrany w to wszystko i co kurwa myśli, że każdy ma wybór!-wrzasnął.- Po co zagadałaś do mich rzeczy, nie są twoją właściwością tylko moją!.
Spojrzała na niego. W tej chwili, stwierdziła, że w ogóle by go nie poznała. Jednak miał rację, nie powinna śwaniać po czyjś rzeczach. Jednak jego słowa bolały ją, myśli, że tylko on miał ciężko od dziecka...Spojrzała na niego, kilka łez spłynęło jej po policzku. Nie chciała by widział ją w takim stanie. Wybiegła z pokoju i chciała być jak najdalej z tond.
Spojrzał jak wybiegała z pokoju. Nie mógł na to pozwolić.
- Juvia, stój!-krzyknął.
Nie zareagowała. Nawet na niego nie spojrzała. Miał dość przez te prochy waliło mu się życie...znowu.
~*~
Po otworzeniu oczu, zdecydowała go jeszcze raz odwiedzić i pomóc mu. Wleciała szybko do łazienki. Tam zgrabnie wyszczotkowała zęby i wyczesała swoje niebieskie włosy. Ubrała granatowe spodenki i kolorową bluzkę na krótki rękaw. Szybko zawiązała sznurówki butów i wybiegła z domu. Biegła przez całą drogę, gdy była już przed jego domem zapukała do drzwi. Jednak odpowiedziała jej cisza. Otworzyła po cichu drzwi i wślizgnęła się do środka. Chciała zrobić mu niespodziankę. Weszła do jego pokoju. Gdy zobaczyła go w tym stanie. Zbladła. Podbiegła do niego.
- Wzięłaś to świństwo-powiedziała przez szloch.
- Tak nie miałem nic do stracenia, skoro odeszłaś-Uśmiechnął sztucznie.- Wybacz mi.
- Nie-powiedziała- Powiedziałeś, że tego nienawidzisz tego gówna, a tym razem...wziąłeś tego ogromną dawkę...?!-Spojrzała na niego zła i jednocześnie załamana jego widokiem.
Wiedział, że z nim koniec. W takiej chwili, gdy znów ją odzyskał...?!. Przeklinał los i siebie. Był idiotą, myśląc, że naprawi wszystko samobójstwem. Jednak i tak to zrobił. Nie czuł jeszcze bólu, jednak z doświadczeń innych ludzi, będzie to najgorsza śmierć jak może być...
- Mam prośbę-Spojrzał na nią prosząco by go wysłuchała.
- Tak?-spytała.
- Zostań ze mną do końca...mojego końca
Nie wiedziała co powiedzieć, czy on właśnie jej powiedział, że jest pewien swej śmierci?
- Dobrze- powiedziała, po czym zaczęła płakać.
Widziała jak się męczył przez najbliższe godziny, rozmawiała z nim, pocieszała go na nic. On wiedział o ty co go czeka, a i tak...Nagle naszła ją myśli by zadzwonić po karetkę...
- Może zadzwonię po karetkę- powiedziała z nadzieją.
- Nie to i tak już koniec- Uśmiechnął się.- Czuję to...-powiedział , po czy odpłynął.
Nie widziała, co rozbić. Łzy same płynęły jej po twarzy. Nie nie mógł jej pomścić..?!.
- Lyon!...powiedz coś- krzyknęła.
Nie słyszała żadnej reakcji. Spojrzała na plecak lezący o bok niego. Wyciągnęła do niego rękę i wzięła garść tabletek. Gardziła sobą w tym momencie, jednak nie wiedziała dlaczego dla niego zrobiła by wszystko. Zaczęła łykać jedną za drugą, po czy zaczęła dopijać leżącą na podłodze wódką. Wiedziała, co czuł. Ból. Histerie, panikę....Męczyła się z tym ciężarem godzinę, dwie. Czas leciał szybko w cierpieniu, aż i u niej nastał nieunikniony koniec. Spojrzała na Lyona. Złapała go ostatni raz za rękę i odpłynęła w garść śmierć.
Koniec
Idealne, gdyby nie pewien mały szczegół. Na początku piszesz, że spotyka Stinga, a zaraz później zmieniasz go w Lyona. Trochę się pogubiłam, ale i tak mi się podoba. Taki smutny koniec i ten klimat. Kocham to! Życzę weny. Dużo, dużo, dużooooooo weny! Pozdro i Sayonara!
OdpowiedzUsuńHej~!
OdpowiedzUsuńParing fajny, pomysł fajny... Tylko... Napisane dość chaotycznie. Ja tez pogubiłam sie z tym Stingiem/Lyonem. No i błędy. Gramatyczne i ortograficzne. Sama mam z tym problemy (dysortografia itp), większości nie zauważam, ale tutaj nawet mnie one raziły. Nie umiem dobrze pisać, wiec sie nie wypowiadam, ale... "Zgrabnie wyszczotkowala zeby"...?
Proponuje, zebys przed opublikowaniem przeczytała wpis jeszcze raz, ponieważ było tez troche literówek :)
Mam nadzieje, ze cie nie urazilam... Wiem, ze wiele osob woli, zeby zwracać im uwagę na błędy .-.
Do następnego :)
Jeee mój ulubiony paring!Tylko mam jedną uwage:Czemu ich zabiłaś?!
OdpowiedzUsuńTaki kaprys xD
UsuńBo wtedy była moda na Happpy Endy xD Więc kontrastowa Livka, zrobiła na odwrót ;D