-->

wtorek, 15 kwietnia 2014

Mirajane x Erza dla Amy Dashow

Na początku chciałam przeprosić za tak długi czas oczekiwania na tego one-shota/ jednopartówkę. Mam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom, chociaż dawno nie pisałam nic z Fairy Tail.
Nie przedłużając, zapraszam.
_______________
Otworzyłam oczy. Doskonale pamiętałam to miejsce. Żarówka zwisająca z góry rzucała słabe światło na zakrwawione ściany. Spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem na ciało leżące przede mną- klatka piersiowa była rozszarpana, a narządy leżały gdzieś obok. Po gałkach ocznych pozostała tylko dziura. Usta ofiary były wykrzywione w szaleńczym uśmiechu. Palce poodcinane, walające się dookoła. Spojrzałam na mały sztylet, który trzymałam w ręku. Cały we krwi, która skapywała na podłogę. Upadłam na ziemię, chwytając się za głowę.
 — Przepraszam... – wyszeptałam, spoglądając ostatni raz na ofiarę. 
Potem widziałam już tylko ciemność.
I białe włosy.
***
Otwieram oczy, budząc się z koszmarnego snu. Oddycham głęboko i miarowo. Podnoszę się do pozycji siedzącej, dotykając drżącą ręką spoconego czoła. Czuję się okropnie. Każdy ruch sprawia mi niewyobrażalny ból. Wszystko staje się jakby martwe i słabe, pozbawione życia.
Na komodzie obok łóżka stoi taca z jedzeniem. Biorę ją na kolana, mając zamiar porządnie się najeść. Po wczorajszym przyjęciu, które trwało dobre dwa dni, naprawdę miałam dość całego towarzystwa, w którym się obracałam. Jedyne, co było na imprezie to alkohol, papierosy i czipsy. Moja współlokatorka, której nie było na przyjęciu, po powrocie była naprawdę zdenerwowana.
Lucy Heartfilia, nasz mały aniołek. Czasami zastanawiam się, jak ona ze mną wytrzymuje. Jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami. Kiedyś tak nie było- jeszcze wtedy był z nami ktoś, kogo dzisiaj już nie ma. Od dobrego roku.
Spoglądam na kartkę i powoli analizuję jej treść. Więc to dzisiaj. Zupełnie o tym zapomniałam, a może raczej nie chciałam pamiętać. Wracam do śniadania i jem je w ciszy, zupełnie sama.
***
 — Posprzątaj tutaj! Za niedługo przyjdzie Lisanna! – krzyczy raz po raz zdenerwowana Lucy, zbierając z ziemi porozrzucane ubrania i różnego rodzaju śmieci. Patrzę na nią z ukosa, ale po chwili wracam do książki, którą zaczęłam czytać tuż po śniadaniu. Niezbyt obchodzi mnie, co ona mówi. Jest sobota, nic nie zamierzam robić. — Erza, cholera jasna! Rusz dupę i mi pomóż.
 — Sama świetnie dajesz sobie radę- stwierdzam po dłuższym namyśle, przewracając kartkę. — Poza tym, dzisiaj jest sobota.
 — Tydzień temu też była sobota! – krzyczy Lucy, rzucając we mnie brudną bluzką. Unikam części ubrania, po czym wracam do lektury.
 — Zgadza się. Tak dokładnie to sobota następuje po piątku i jest co tydzień. I w każdą sobotę nic nie robię – mówię. Kątem oka widzę wściekłe spojrzenie Lucy.
 — Wiesz jaka dzisiaj jest data? – mówi spokojnie, acz wiem, że ledwo się powstrzymuje.
 — Dziesiąty czerwca – odpowiadam bez wahania. Ona i ta jej panika. Wiem, jakie jest dzisiaj święto, ale nie jest ono na tyle ważne, by cokolwiek robić. Przynajmniej ja tak uważam. To, że ona traktuje to jak nie wiadomo co, to nie znaczy, że ja również mam się tak zachowywać.
 — Minął już rok od śmierci Mirajane. To naprawdę nic dla ciebie nie znaczy? – pyta z pretensjami. Spoglądam na nią z ukosa. Wszyscy wymyślili sobie jakąś cholerną rocznicę.
 — Wiesz, zazwyczaj rok po czyjejś śmierci ludzie się z tym godzą i zapominają. Tak z reguły jest. Nie robią cyrków z tego powodu. Ale najwyraźniej niektórzy wciąż rozpamiętują przeszłość – mówię ostrym tonem, ciągle wpatrując się w książkę. Blondynka wzdycha.
 — To ciebie najbardziej boli jej śmierć.
 — Że co? – zamykam książkę, patrząc na nią groźnie. Lucy uśmiecha się smutno.
 — Pozwolisz, że zapytam o twoją orientację seksualną?
 — Jestem hetero. Co to ma do rzeczy?
 — Jesteś lesbą i wszyscy o tym wiedzą. Myślisz, że ty i Mira siedziałyście grzecznie przy stoliku i rozmawiałyście na imprezie rok temu? Pamiętam to, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj.
 — A co ma piernik do wiatraka? To była tylko jedna noc, nic więcej.
 — Dobra, nieważne. Nie chcę się dzisiaj z tobą kłócić. – Lucy odwraca się do mnie plecami. — Posprzątaj tu. Za niedługo przyjdzie Lisanna – dodaje, po czym wychodzi z pokoju. Wciąż patrzę w to samo miejsce. Nigdy nikogo nie kochałam i z pewnością się to nie zmieni.
***
Lisanna przychodzi już godzinę później. Przez kilka minut Lucy i Strauss rozmawiają cicho, co chwilę zerkając w moją stronę. Udaję, że tego nie widzę. Wpatruję się bez zbędnego zainteresowania w telewizor, oglądając jakiś durny program.
Chwilę potem Lucy zmierza do kuchni, a Lisanna podchodzi do mnie nieśmiało. Kątem oka widzę, że patrzy na mnie wyczekująco, jakby lekko zażenowana, jednak po chwili siada obok.
 — Hej, Erza – zagaduje cicho, drżącym głosem. Patrzę na jej twarz, na której maluje się smutny uśmiech. Oczy ma przygaszone, nieobecne
 — Miło cię znów widzieć – mówię, uśmiechając się słabo. Dziewczyna milczy, wpatrując się we mnie. Ma ten sam blask w oczach, co Mirajane- to właśnie to mnie pociągało. Nieco przestraszona odwracam wzrok, ponownie spoglądając na ruszające się obrazki w telewizorze.
 — Dzisiaj jest sobota – szepcze. Kiwam głową, nie racząc jej spojrzeniem. Zaczyna mnie przerażać.- A ty przecież nie masz zwyczaju robienia czegokolwiek w ten dzień, prawda?
Spoglądam na nią zaskoczona. Czuję, że zaczynam się pocić. Dostaję dreszczy. Widzę jej pusty, martwy wzrok, co potęguje u mnie dziwne uczucie. Mam wrażenie, jakby patrzył na mnie ktoś, kogo już dawno nie ma.
 — Lisanna, chcesz zobaczyć pokój Mirajane? – pyta Lucy, pojawiając się nagle w salonie. Strauss kiwa głową, wstaje, po czym rusza za blondynką. Jestem sama w pokoju. Odczuwam ulgę, choć do końca nie wiem dlaczego. Może stała się taka po śmierci siostry? To Mira była zawsze uważana za tę mroczną, tajemniczą dziewczynę, której buntownicza natura objawiała się na każdym kroku.

- Idę na grób Miry. Wrócę późno w nocy - mówi Lucy, wkraczając do salonu. Kiwam głową, ciągle wpatrując się w telewizor. Blondynka bierze białe chryzantemy, po czym udaje się do wyjścia. - Lisanna zostanie dzisiaj u nas na noc. Pociąg ma późno w nocy, a nie chcę, aby jechała sama. Bawcie się dobrze - dodaje na pożegnanie, po czym wychodzi. Ech, i znowu postawiła mnie przed faktem dokonanym. Nikogo nie obchodzi, że może chcę zostać sama albo gdzieś wyjść. Wzdycham. Biorę komórkę do ręki, po czym szybko wystukuję numer. W słuchawce rozlega się zaspany głos.
- Siema, Juvia.
- Hmmm? Erza? Wiesz, która jest godzina? Piętnasta! Ja jeszcze śpię! - mówi dziewczyna z pretensjami.
- Praca striptizerki jest ciężka, nic na to nie poradzisz.
- Nie wymądrzaj się. Czego chcesz?
- Nie mogę dzisiaj przyjść na waszą imprezę. Sorry, ale niańczę Lisannę.
- No weź... Mój brat przygotował dla ciebie nawet specjalną sypialnię, do której będziesz mogła chodzić z poznanymi dziewczynami! Nie bądź taka! Bardzo się starał.
- Przeproś Graya. To nie ja ustalam zasady w tym domu. Obwiniaj Lucy.
- Pamiętasz, co mi obiecałaś? Miałaś doprowadzić mnie do ekstazy, orgazmu czy jakkolwiek to jeszcze nazwałaś! Chciałaś uprawiać ze mną seks i właśnie tracisz jedyną okazję! - krzyczy raz po raz Juvia, próbując mnie przekonać. Ja jednak tylko przepraszam i nic więcej nie mówiąc, rozłączam się. Wzdycham. A zapowiadał się taki przyjemny wieczór. Ach, ten wielki biust panienki Loxer! Chyba nie będzie dane mi go dotknąć.
Po chwili na kanapie siada Lisanna, mając przy sobie wielki kubeł popcornu. Zapada głucha cisza, przerywana tylko odgłosami przeżuwanego popcornu. Zaczynam przełączać kanały, nie patrząc nawet, co akurat leci.
- Pamiętasz, jak się ze mną przespałaś? - pyta Strauss bez skrępowania, nie racząc mnie nawet spojrzeniem. Przeniosłam na nią swój zdziwiony wzrok.
- Tak właściwie to ty mnie upiłaś, a ja pod wpływem impulsu się zgodziłam.
- Posłuchaj - zaczyna cicho Lisanna, odkładając paczkę popcornu. Bierze głęboki wdech, po czym wypuszcza powietrze. - Mirajane żyje, ok? Nie umarła, nie została zabita.
Patrzę na nią zaskoczona, nie potrafiąc wykrztusić ani słowa.
- Za to jej siostra - kontynuuje białowłosa, spuszczając głowę - nie żyje.
- O czym ty mówisz? - pytam lekko zdenerwowana. Nie rozumiem, o co może jej chodzić! Przychodzi tutaj w rocznicę śmierci Miry i mówi takie rzeczy?! Co ona sobie wyobraża?! Wiem, że zawsze jej nienawidziła i wszystkiego zazdrościła, ale przespanie się ze mną, żeby wzbudzić w swojej siostrze smutek, powinno wystarczyć. Mira tak bardzo cierpiała, kochała mnie, a ja ją! Ale Lisanna musiała wszystko zepsuć. Wpierdoliła się do naszego zajebiście idealnego związku i to właśnie przez nią się rozpadł, a moja dziewczyna popełniła samobójstwo ( a przynajmniej tak to wyglądało ). Nawet nie zdążyłam się pożegnać.
- Lisanna nie żyje. Zabiłam ją. To ja jestem Mira. To nawet nie są prawdziwe włosy! - mówi, ściągając ze swojej głowy perukę. Długie, białe włosy opadły na jej delikatne ramiona. Jest zdesperowana i rozbita, może lekko przestraszona, sfrustrowana. Wygląda na to, że nie wie, co ma z tym wszystkim zrobić. A ja tylko siedzę i wpatruję się w nią otępiale. - Wiem, że mi nie wierzysz. Chciałam... znaczy, Mirajane chciała, abyś po jej śmierci zakopała coś obok jej grobu, prawda? To miała być wasza tajemnica, tylko ty o tym wiedziałaś.
- Skąd ty... - zaczynam mówić, ale białowłosa mi przerywa.
- Bo to ja jestem Mira!
Nie wiem dlaczego, ale nagle zaczynam jej wierzyć. Coś w jej oczach sprawia, że wiem, że mówi prawdę. Jakby od dłuższego czasu tłumiła w sobie wszystko, a teraz to uwolniła. Pokazała mi coś, czego nie ujrzeli inni. Coś, czego się bała i co sprawiało jej ból, ale nie mogła się z nikim podzielić tym faktem. Mam wrażenie, że to naprawdę jest Mira. Od początku, kiedy " Lisanna " weszła do tego domu, coś mi w niej nie pasowało. Oczy miała koloru błękitnego nieba i pełne usta. Twarz była nieco tajemnicza. Wszystko było zupełnie jak u Miry.
- Skoro naprawdę nią jesteś to powiedz, gdzie znajduje się mój czuły punkt? - pytam po chwili wahania.
- Szyja - odpowiada cicho, uśmiechając się lekko. Oddycham z ulgą. Białowłosa przybliża się do mnie, dotykając swoją dłonią mojego prawego uda. Zaczyna całować mnie po szyi. Oddycham ciężko. Mira wie, że jestem już podniecona i mokra, ale jej się nie spieszy. Chce jak najdłużej się ze mną pobawić.
[MUZIK- zwróćcie uwagę na tekst :) ]
- Nie możemy. Lucy zaraz przyjdzie - mówię drżącym głosem mając nadzieję, że powstrzyma to jej dziką żądzę. Kątem oka dostrzegam na twarzy dziewczyny cwaniacki uśmiech. Nie przerywa swoich pieszczot. W końcu się poddaję. Kładę się kanapie, pozwalając Mirze na dalsze działanie. Dziewczyna rozpina moją bluzkę i spódniczkę, rzucając je gdzieś w kąt. Językiem jedzie coraz niżej. W końcu ściąga ze mnie stanik, bawiąc się moimi piersiami. Po chwili zaczyna je lizać, przygryzając sutki. Dyszę ciężko, wydając przy tym głośne jęki. Kilka sekund później schodzi do brzucha, pieszcząc dłońmi moje piersi. W końcu dociera do majtek. Dotyka mojej kobiecości przez mokry już materiał i zaczyna naciskać. Oddycham coraz ciężej. W końcu ściąga ze mnie pozostałą część bielizny, drażniąc się ze mną chwilę. Popędzam ją, nie mogąc doczekać się dalszych pieszczot. Uśmiecha się zadziornie, zaczynając lizać moją kobiecość. Czuję, jak językiem penetruje wszystkie zakamarki, zapuszczając się coraz głębiej. Jęczę coraz głośniej, nie mogąc powstrzymać uczucia rozkoszy.
Chwilę później wkłada we mnie dwa palce. Wydaję z siebie pojedynczy okrzyk. Mira nachyla się nade mną i składa na moich ustach namiętny pocałunek. Czuję w sobie jej palce, które dziewczyna wsadza coraz głębiej i szybciej. Po kilku sekundach dokłada jeszcze jeden. Czuję ból, ale również niewyobrażalną rozkosz. Wydaję z siebie krzyk rozkoszy, kiedy do reszty dołącza czwarty palec, a po chwili cała ręka. Mira ssie moje sutki. Krzyczę coraz głośniej, zachęcając ją do dalszych działań. Kiedy cała jej ręka jest w środku mnie, dziewczyna zaczyna ruszać palcami.
Już po kilku minutach jest po wszystkim. Spocona i zaspokojona opadam na kanapę, będąc zupełnie pozbawioną sił. Mira uśmiecha się zadziornie.
- To co? Teraz moja kolej? - pytam, siadając koło dziewczyny. Białowłosa wzdycha i posyła mi smutny uśmiech.
- Nie. Przepraszam, ale nie. - Spuszcza głowę. - Zaraz tu przyjadą, aby mnie zabrać.
- Zabrać? Kto? - pytam, nie rozumiejąc.
- Mówiłam ci, że zabiłam Lisannę. Dowiedzieli się jakiś tydzień temu. Jeżdżę po kraju, aby ich zgubić. Chciałam tu do ciebie dotrzeć. Nie mam już powodu, aby uciekać - mówi cicho, uśmiechając się lekko. Po jej minie widzę, że wie, co mówi. Chwytam ją za rękę, próbując dodać otuchy. Słyszę jej ciche łkanie.
- Erza, ja nie chcę! - mówi przez łzy. Czuję, że jest zdesperowana i smutna. Rozdarta pomiędzy tym wszystkim, co ją spotkało i co zrobiła. Po chwili się uspokaja i wyciera łzy. Każe mi się ubrać, co szybko robię. Już kilka minut później ktoś puka do drzwi. Spoglądam przez okno. Na podjeździe stoi radiowóz. Zerkam na Mirę, której obojętny wyraz twarzy sprawia, że jeszcze bardziej chcę coś zrobić. Ale nie mogę. Wiem to doskonale.
- Jeśliby pytali, nic nie wiedziałaś. Inaczej ciebie też przymkną - mówi, posyłając mi znaczące spojrzenie. Kiwam głową, podchodząc do drzwi. Naciskam klamkę.
- Dzień dobry, jesteśmy z policji. Komisarz James Cook - przedstawia się mężczyzna, pokazując odznakę. Kiwam głową udając, że nie rozumie powodu ich wizyty. - Jest może pani Mirajane Strauss?
- Ona nie żyje, proszę pana - mówię, kątem oka obserwując białowłosą, która ubiera perukę.
- A, no tak, przepraszam. Lisanna Strauss. Jest tutaj? - pyta, patrząc znacząco na swojego kolegę. Kiwam głową, wołając dziewczynę. Mira podchodzi do drzwi.
- Przepraszam, panie komisarzu, ale w jakiej sprawie panowie tu przyszli? - pytam, przedłużając rozmowę.
- Pańska koleżanka oskarżona jest o morderstwo. Prosimy z nami - mówi mężczyzna, zwracając się do białowłosej.
- Czy ma pan na to jakieś dowody? - pytam, nie pozwalając Mirze wyjść. Dziewczyna spogląda na mnie zdziwiona.
- Owszem, inaczej nie fatygowalibyśmy się tutaj - tłumaczy nieco zniecierpliwiony policjant, trzymając w ręce kajdanki.
- Mógłby mi pan je przedstawić?
- Niestety nie. Wszystko zostanie ustalone na rozprawie sądowej. A teraz proszę ze mną - mówi Cook, wskazując miejsce obok siebie. Mira wzdycha.
- Jeśli nie może pan...- zaczynam, ale policjant mi przerywa.
- Czy mam panią zamknąć za utrudnianie pracy funkcjonariuszowi? - pyta lekko zirytowany mężczyzna. - Mamy nakaz aresztowania. Proszę nie przeszkadzać.
Mira mija mnie w drzwiach, stając koło policjanta, który chwilę później zakłada jej kajdanki i prowadzi do radiowozu. Patrzę za odchodzącą dziewczyną i czuję nagle pustkę w sercu.
Wszystko się skończyło.
***
Kilka miesięcy później
***
- Jesteś pewna tego, co chcesz zrobić? - pyta Erza, wątpiąc w słowa swojej ukochanej. Mira kiwa głową, rozglądając się nerwowo dookoła. Rozmawianie w więzieniu nie jest zbyt komfortowe. Policjant mija je kilka razy, nad wyraz często. Szkarłatnowłosa przygląda się podejrzliwie mężczyźnie, piorunując go wzrokiem.
- Pomożesz mi? - pyta Mira, patrząc błagalnie na Scarlet. Erza wzdycha. Nie może uwierzyć, że znalazła się w tak trudnym położeniu.
- Jasne, że tak. Pytanie tylko, czy to na pewno dobry pomysł?
- Ucieczka nigdy nie jest dobrym pomysłem, uwierz mi - mówi Mira, drapiąc się po głowie. Rzuca Erzie poważne spojrzenie. - Tyle, że ja tu nie wytrzymam. Znając " specjalistów ", prędzej czy później zamkną mnie w jakimś wariatkowie.
- Czemu mieliby to zrobić? - pyta Erza, nachylając się. Obserwuje nerwową Mirę, która tylko coś mamrocze pod nosem. - Wiem, że bijesz się z innymi, również z policjantami, ale za takie coś nie wsadzają cię do psychiatryka. Co się dzieje? Wszystko z tobą w porządku?
- Tak, kurwa, wszystko w porządku! Co to w ogóle za pytanie? - mówi zdenerwowana białowłosa, patrząc z dezaprobatą na szkarłatnowłosą. - Ja pierdole, zabiłam własną siostrę! Niby co ma być w porządku? Miewam okropne nocne koszmary, prześladuje mnie to dziwne uczucie, a w powietrzu wyczuwam zapach krwi i zgnilizny! Nic, kurwa, nie jest dobrze! Ja wariuję, Erza. Czuję to - dodaje ciszej, spuszczając głowę. Patrzy na Scarlet z powagą. - Nie chcę spędzić mojego życia w psychiatryku. Chce stąd uciec, choćby na kilka minut. Oni już wiedzą, Erza. Stróże, policjanci, lekarze. Wiedzą, że zaczynam świrować. Jest ze mną coraz gorzej - mówi, uśmiechając się smutno. Szkarłatnowłosa patrzy na dziewczynę oszołomiona. Nie wie, co ma powiedzieć. Jedyne, co może zrobić, to tylko westchnąć.
- Jutro o dwunastej, plus- minus pięć minut, gościu z blizną na twarzy przekaże ci potrzebne materiały. Masz czas do dwunastej. O pierwszej będę na ciebie czekała za tyłami, w tym zagajniku. Nie spóźnij się - dodaje Erza na koniec, po czym wstaje. Daje znak strażniczce, że skończyły rozmowę. Policjantka wyprowadza Mirę, którza rzuca swojej kochance ostatnie spojrzenie.
***
Umówiona godzina, dzień później
***
[ MUZIK ]
Nieudana misja. Mira, goniona przez tłum policjantów i zdenerwowana Erza, która dołącza do przyjaciółki. Obie uciekają, nie mając żadnego planu. Wiedza, że zaraz wszystko się skończy i zniknie, jakby ktoś rozsypał pył. Tak bardzo wiadome, ale jednocześnie niepokojące.
I nagle odgłos strzału. Po chwili ich seria. Widok  stróżów prawa, którzy padają jak muchy.
Dużo krwi.
I krzyku, rozdzierającego niebo.
Erza upada, Mira zostaje postrzelona.
I znowu dużo krwi.
Cierpienia.
Ciemności.
Erza płacze. Krzyczy, jakby ktoś zadał jej największy ból.
Kto strzelił?
Kto zabił?
Kto nie żyje?
***
Miesiąc później, gabinet psychiatryczny
***
- Jak wygląda sprawa? - pyta gruby naczelnik psychiatryka. Ma na sobie małe okularki i biały fartuch. Ledwo mieści się na krześle. Jest nieco stary, a oczy ma przenikliwe.
- Jest dosyć nietypowa - mówi James Cook, pokazując mężczyźnie akta. Jest to dosyć młody policjant, chyba po trzydziestce, o uczciwym wyrazie twarzy. Miesiąc temu awansował, ale zrezygnował z tego zawodu i został detektywem. - Wiemy, że siedząca tutaj Erza Scarlet pomogła uciec Mirajane Strauss z więzienia, data chyba panu niepotrzebna. Nie wiemy natomiast, kto zaczął strzelać. Z sekcji zwłok uznaliśmy, że to ówczesne kryminalistki rozpoczęły bitwę.
- Przejdźmy do rzeczy. Muszę wiedzieć, czy ona się tutaj nadaje - mówi gruby naczelnik, wskazując na siedzącą na fotelu Erzę, która rozgląda się zaciekawiona po gabinecie.
- Mamy kilka teorii. Pierwsza zakłada, że obie kobiety się zatrzymały. Mirajane zaczęła strzelać do policjantów, zabijając wszystkich, po czym rzuciła się na Erzę, która z kolei w samoobronie zastrzeliła Strauss. To by wszystko wyjaśniało. Scarlet czuła się winna, że zabiła swoją kochankę, więc zwariowała.
- Świetnie. A inne teorie?
- Druga z nich zakłada, że znowu kobiety się zatrzymały. Mira rzuciła się na Erzę, która ją zabiła w samoobronie. Pod wpływem impulsu Scarlet zastrzeliła policjantów.
- Jest trzecia?
- Tak, jest. Trzecia z nich twierdzi, że to obie strony zaczęły do siebie strzelać. Któryś z policjantów mógł zranić śmiertelnie Mirajane, która upadła i najprawdopodobniej się wykrwawiła. Zdenerwowana Erza zastrzeliła strażników z zemsty, po czym zwariowała z tęsknoty. Niech pan sobie wybierze jedną z tych tez, wszystko jedno. Ona ma tutaj po prostu zostać - zakończył detektyw, podchodząc do drzwi. Naczelnik westchnął, kręcąc z powątpiewaniem głową.
- Nie jest powiedziane, że zwariowała. Może to tylko szok.
- Miesięczny? - pyta sarkastycznie James Cook, patrząc z niedowierzaniem na lekarza. Niby taki wykształcony, a jednak niewiarygodny idiota. Naczelnik milczy, wpatrując się w Erzę, której znudziło się oglądanie pokoju. Teraz obserwuje ptaki za oknem z pustym wyrazem twarzy. Detektyw naciska klamkę i otwiera drzwi. Już zamierza wyjść, kiedy zatrzymuje się w połowie drogi.
- Proszę nie zmuszać mnie do przyprowadzenia tutaj kogoś wyższego stopniem. Chyba nie chce pan stracić pracy - ostrzega Cook, patrząc znacząco na naczelnika.
- Może się pan przesunąć? Mira chce przejść przez drzwi - mówi Erza, odwracając się do Jamesa. Cook wzdycha, wywracając oczami. Lekarz kiwa głową i daje mu znak, aby wyszedł. Detektyw opuszcza pomieszczenie, zadowolony z rozwoju sytuacji. Przynajmniej naczelnik przekonał się do choroby umysłowej pacjentki.
***
Kilkanaście dni później, pokój rozmów
***
[ MUZIK ]
- Czego chcesz? - pyta Erza, siadając naprzeciwko Lucy. Blondynka patrzy smutno na przyjaciółkę, wzdychając. Rozgląda się po pomieszczeniu. Wszędzie biało, ani jednego obrazka, żadnego urozmaicenia.
- Przyszłam cię odwiedzić.
- Och, naprawdę? No to miło. Super, po prostu zajebiście - mówi Erza z pobłażliwym uśmiechem. - A co mi to da? Może wrócę do swojego dawnego życia? A może, jakimś magicznym sposobem, Mira będzie żyła? Proszę, uświadom mnie.
- Daj spokój, Erza. Jesteś chora, rozumiem to - mówi Lucy ze stoickim spokojem. Scarlet nie wie, dlaczego ją to tak bardzo irytuje.
- No tak, teraz to ja jestem ta jebnięta. Ale wiesz, to dosyć ciekawe.
- Co jest ciekawe?
- Ty. Jak tam twoja terapia? - pyta Erza, uśmiechając się złośliwie. Widząc zaskoczony wyraz twarzy Lucy, śmieje się. - Myślałaś, że nie wiem? Coś mi śmierdziało, kiedy nie byłaś na pogrzebie rok temu. Wtedy, kiedy rzekomo to Mira umarła. Poszperałam trochę, śledziłam cię i w końcu się dowiedziałam. Byłaś zdrowo jebnięta, nie? Nawet musieli cię zamknąć na oddziale dla furiatów. Byłaś strasznie agresywna. Można wręcz rzec, prawdziwa wariatka.
- Nie sprowokujesz mnie, Erza. Nie teraz, nie w tym miejscu.
- Ja? Nie mam takiego zamiaru, bo sama już to robisz. Nienawidzę cię, bo to przez ciebie Mira zginęła. Prosiłyśmy cię o pomoc, a ty nic, tylko siedziałaś w domu i popijałaś kawunię. Fajnie było? Dobrze się, kurwa, bawiłaś?! Bo ja zajebiście! No powiedz, nie obwiniasz się? Nie płaczesz czasem w kąciku? Nie rzucasz meblami pod moją nieobecność? Rozejrzyj się dookoła. Poznajesz to miejsce? Teraz dokładnie się przypatrz, bo to jest twój nowy dom. Tu powinnaś być. Powinnaś tu gnić, jak ja! Jebana wariatko z zaburzeniami emocjonalnymi!
W tym momencie Lucy wstała i zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Przewróciła stolik i już miała uderzyć szkarłatnowłosą krzesłem, kiedy kilku lekarzy powstrzymało ją przed tym i wyprowadziło z sali. Blondynka rzucała się na wszystkie strony, bluzgając słowami, których nawet obecni tam ludzie nie znali.
- Będziesz tu gnić razem ze mną! Zasługujesz na to! Jesteś w domu, Heartfilio! - zawołała Erza. Już po chwili krzyki ustały. Scarlet spuściła głowę i zaczęła się nerwowo śmiać. To miejsce wywoływało takie negatywne emocje, czy to tylko ona zwariowała?
Patrz, Mira, gdzie jestem! Zaszłam dalej niż ty. Psychiatryk! Kto by pomyślał? Mam o jeden jebany punkt więcej od ciebie!, pomyślała Erza, zabierana przez dyżurnych. Mężczyźni posadzili ją na wózku, kierując się w stronę miejsca najbardziej przerażającego. Scarlet nadal się uśmiechała, najwyraźniej świadoma tego, co ją czeka. Powagę sytuacji uświadomiła sobie dopiero wtedy, kiedy zobaczyła napis na drzwiach.
Sala do lobotomii*.
_______________________
*Lobotomia- stajesz się warzywem, niezdolnym do normalnego funkcjonowania. 

4 komentarze:

  1. O. MÓJ. KRÓLIKU! To było za-je-bi-ste! Warto było czekać! Początek cudny taki dramatyczny i mroczny. Myślałam, że to Erza zabiła Mire, ale to było by bez sensu xD Co prawda skrzywiłam się jak pojawiła się Lissana, no cóż. Nie lubię. Ale za to skakałam z radości jak się dowiedziałam, że to jednak ona nie żyje >.< Te dialogi. Jak ja bym chciała tak to ujmować w słowa, jak ty to robisz. Są takie swobodne, codzienne, takie naturalne. A charaktery ukazane w tym oneshocie. ... WOW. W dodatku ta zmiana. Ukazanie spokojnej Erzy, a na koniec Erza-psychopatka xD Nie no. Kocham te opko. Kocham siebie, że polubiłam Mirze. I kocham Ciebie, że to napisałaś *o*
    Jedyna wada? Za krótkie T.T Ale ja już taka zachłanna jestem >.<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podobało ^ ^ Cóż, trochę bałam się twojej opinii ._.

      Usuń
    2. Bałaś? O,O Przecież nie przyszłabym do ciebie w nocy z tasakiem, piłą mechaniczną czy tosterem.... Nie wcale... *mina świętoszka*

      Usuń