-->

niedziela, 1 marca 2015

Freed x Lucy dla Cherie


 Wszystko zaczęło się od kiedy Lucy potrzebowała pomocy w treningu, a każdy , z jej pomocnych przyjaciół, był zajęty, oprócz niego...I tak zaczęła się głupia historia...

 Poddenerwowana opadła na jedno z krzeseł gildii.Nikt nie raczył jej pomóc  w treningu, bo każdy miał "ważne sprawy" do załatwienia, nawet Natsu i Happy...
 Przed jej oczami przeleciało multum zielonych, długich włosów. Po chwili koło niej siedział Freed Justine, jak zawsze ułożony i przystojny. Wpatrywał się w nią swoimi zielkowo niebieskimi  oczami, jak zawsze z poważną miną. 
 Nie mogła oderwać wzroku od jego oczu, nie dziwiło ją to w końcu Freed był całkiem nieźle zbudowany.
- Yhhmm, słyszałem, że szukasz pomocy w swoimi treningu-powiedział- A  każdy daję ci kosza.-dodał.
- To nie jest kosz...-odparła zakłopotana.-...są po prostu zajęci.-Nerwowo odgarnęła kilka kosmyków włosów za swoje prawe ramię. 
- A nie pomyślałaś, że po prostu są zajęci czym kolwiek by ci nie pomóc-odparł. Spojrzał na nią przekonująco.
 A jeśli miał rację i jej przyjaciele mieli jej dość...? Jednak skąd on mógł to wiedzieć?
- Nic nie wiesz o nich-powiedziała, po czym posłała zielono-włosemu nienawistne spojrzenie. Nie wiedziała dlaczego mu je posłała...ale to był odruch nad którym nie mogła zapanować.
- Widać, że jesteś o nich zazdrosna-Zaśmiał się chłopak.
- Niby co chcesz przez to powiedzieć ?-spytała. Nie wiedziała o co mu chodzi...
- Jesteś zazdrosna o swoich przyjaciół-odparł, dając spory nacisk na słowo"zazdrosna". 
- Nie jestem o nich zazdrosna-zaprotestowała- Po prostu trochę boli mnie, że nie mają dla mnie czasu.
 Czemu mu to powiedziała...Widziała jego błysk w oczach, chciał ją teraz pogrążyć, a nie ona sama się pogrążyła mówiąc, to co mówi...
- Czyli wynika, że nie możesz bez nich żyć-Uśmiechnął się- Założę się, że nie potrafiłabyś przetrwać bez nich trzech dni.
- Dajesz mi warunki-zaczęła- Skoro tak, to ja też chcę się założyć, że nie przeżyjesz bez  Raijnshu  dwóch dni-odparła, po czym posłała chłopakowi uśmiech- To jak idziesz na to ?
- Ja nie odmawiam zakładów-odparł- Ja je wygrywam-Uśmiechnął się, po czym odszedł od stolika i przesiadł się na siedzeniu koło baru. 
- Zobaczymy kto wygra-szepnęła Heartfilia.


~^~

 Nie wiedział gdzie iść, nie mógł teraz siedzieć z Laxusem, Evergreen i Bickslowem. Zakład, zakładem w końcu. Pokaże blondynce kto ma silniejszą wolę.
 Przednim dwa dni, mógł je wykorzystać jak tylko by mu dusza zapragnęła. Jego pierwszą myślą był trening, jednak zrezygnował z niej, iż zawsze ćwiczył z Raijnshu i bez  nich czuł taka pustkę...Teraz zrozumiał jak bardzo się do nich przyzwyczaił, w końcu spędzał z nimi większość swojego czasu.
 Szedł w stronę kawiarni, tam lubił przebywać, a w szczególności pić  kawę. Otworzył drzwi budynku, po czym wszedł do środka. Wchodząc poczuł chłodne powietrze wydobywające się z klimatyzacji. Także lubił te miejsce za dobrą klimatyzację w upalne dni. Podszedł do jednego ze stolików i usiadł na siedzeniu z jego prawej strony. Wziął do rąk meni, W sumie miał ochotę coś zjeść. 
- Dzień dobry-zaczęła kelnerka- Co podać ?-spytała uprzejmie.
 Odłożył meni, po czym spojrzał na dziewczynę. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, przed nim stała  Lucy ubrana w strój kelnerki. Leżał na niej całkiem nieźle, a nawet za dobrze. Miała na sobie szarą bluzkę na ramiączka, która obciśle leżała na jej tali. I oczywista była spódniczka, która była szaro-biała. Na niej widniał fartuszek z napisem "Najlepsza kawa w mieście, tylko u nas". Jej blond włosy były rozpuszczone, a w nich widniała biała falbanka, znak firmowy, prawie każdej kawiarni. 
- Lucy-powiedział uśmiechając się- Co ty tu robisz?
- Ty!-wrzasnęła na jego widok- Co ty tu robisz ?!-Nie wiedziała skąd Freedo mógł przyjść do głowy by przyjść właśnie do tej kawiarni...Och tak! Bo całe miasto jest obklejane promocjami tej kawiarni...Ale została wkopana.
- Spytałem pierwszy-odparł- To odpowiesz na moje  pytanie ?
- Pracuje-mruknęła.
- Co...?- spytał jeszcze raz bo nie  mógł uwierzyć co właśnie usłyszał. 
- Pracuje tu.-odparła- Pasuje.   
- W sumie to tak, ale dlaczego tu pracujesz?-Zaśmiał się.- A tak przy okazji nieźle wyglądasz w stroju kelnerki.-Ponownie zaczął lustrować ją wzrokiem. 
- Nie pracuje tu z własne woli-powiedziała- Zarabiam na czynsz...
- No tak nie ma Natsu,Gray, Erzy i nie ma kasy.
 Posłała mu spojrzenie" Ooo zamknij się w reszcie! ". Ale go to tylko rozbawiło. 
- To ja po proszę kawę  i sałatkę owocową-odparł.
- Jak widać wielki  pan jest na diecie-szepnęła Lucy, po czym napisała w notatniku zamówienie i poszła w kierunku kuchni. 


~^~

 Przez cały dzień nie miała chwili wytchnienia. Musiała obsługiwać klientów, jednak przez jednego jej życie zostało uprzykrzone do najgorszego. Co chwilę wzywał ja do siebie, zamawiał, zadawał głupie pytania, wkurzał ją i jeszcze w tym podobne...Przez co jej praca stała się jej koszmarem. 
  Oczywiście została prawie została przez niego wylana, iż idąc do toalety, chłopak uderzył w nią, "przypadkowo". A trzymane przez nią całe jedzenie i talerzyki wylądowały na podłodze lokalu. Zielono-włosy przyznał się do błędu i tak wylądowała z nim w kuchni myjąc dzisiejsze gary o 22:00. Miała go serdecznie dość na dzisiaj, pastwił się nad nią, za nic!
 Wzięła ostatni talerzyk, po czym staranie go wyszorowała i wypłukała. Wyczyściła zlew i szafki. Była wolna. Zdjęła fartuszek i położyła go na jednym z blatów kuchennych. Wyszła z kuchni.
- Mam nadzieję, że coś to cie nauczyło  Heartfilia-powiedziała staruszka.- A teraz jesteś wolna.- Wskazała jej drzwi.
 Kiwnęła głową, po czym pobiegła w stronę wyznaczonego kierunku. Po chwili znalazła się na świeżym powietrzu. Wzięła głęboki oddech, po czym wypuściła powietrze z płuc. Poczuła się o wiele lepiej. 
 Zaczęła iść przez ulicę, pragnęła by dojść do swojego domu.
- Lucy gdzie tak pędzisz ?-Usłyszała dobrze znany jej głos. 
- Co chcesz Freedo ?!-Miała go dość na dziś i na wieczność...
- Nie możesz iść do domu-odparł.
- Dlaczego? Nie mogę  wreszcie odpocząć ?!
- Najpierw  dam ci prezent-odparł, po czym podszedł do niej bliżej. Spojrzał jej w oczy, po czym ją pocałował. Pocałunek był długi i słodki, nie spodziewał by się, że ona go pocałuje...
- Nie rozumiem-powiedziała, po czym oparła się o takie chłopaka- O co tu taj chodzi...
- Chodzi o dywersje-odparł- Wszystko jest gotowe.- Wziął blondynkę na ręce, po czym zaczął iść przed siebie.
 Nie spierała się z nim, była z bardzo zmęczona. I jeszcze te prezent, dywersja. Zamknęła oczy, myśląc o chwili wytchnienia. Jednak chłopak się zatrzymał i powiedział.
- Jesteśmy.
 Otworzył drzwi, po czała palił światło w mieszkaniu. 
- Niespodzianka!-Usłyszała zbiorowy krzyk. Spojrzała na krzyczących, to byli jej przyjaciele.
- Jaka niespodzianka ?-spytała zdezorientowana, patrzyła na wszystkich jak głupia.
- Dziś są twoje urodziny-odparł Freedo.
 Zupełnie zapomniała...o swoich urodzinach. Dlatego jej przyjaciele jej unikali i zrozumiała dywersje chłopaka.
- A nie mogłeś się tak na de mną nie pastwić dziś w kawiarni...
- Potrzebowali, więcej czasu-rzekł przekonująco- A jeszcze jedno, przegrałaś na zakład, jesteś w groni swoich przyjaciół, a zapłatą niech będzie...
 Spojrzała na niego, udawał zamyślenie. Uśmiechnęła się.
- To niech będzie dobra zabawa i randa za mną-powiedział ,po czym posłał jej uśmiech. 
- Niech będzie-odparła, po czym podeszli do reszty znajomych i zaczęli świętować urodziny blondynki.




1 komentarz: