-->

czwartek, 8 października 2015

Rufus x Lucy dla Derimi

 "Tworząc coś nowego, odtwarzając coś zapomnianego, zatracamy samych siebie."


Pamiętam. Pamiętam i nie mogę zapomnieć, choćbym chciał. Coś mnie powstrzymuje. Z jednej strony pragnę oddalić to wspomnienie w niebyt, ale z drugiej strony wciąż przy nim trzyma mnie ten jeden obraz. Obraz jej oczu wpatrujących się we mnie.
Stałem w alejce przy ruchliwej ulicy, obserwując i zapamiętując każde zachowanie mijających mnie osób.
Szczęście, zadowolenie, przerażenie czy fascynacja przeplatały się we mnie nader często. Cała moja wiedza pochodzi z książek. Czytam i zapamiętuję. Magię, uczucia, wydarzenia.. każde wspomnienie zajmuję specjalne miejsce wewnątrz mnie. Im więcej tego się nazbiera tym bardziej oddala się ode mnie obraz osoby jaką byłem kiedyś. Czy taki byłem? Czy jest we mnie coś naturalnego, czy może cała moja osoba to po prostu zlepek informacji o innych? Kim tak naprawdę jestem? Co za brednie. Rufus Lore, mag Sabertooth. Tym kim jestem. Ale wtedy pojawiła się ona i zburzyła mój uporządkowany świat.
Wychodziła z księgarni z kilkoma powieściami. Odruchowo zerknąłem na okładki i rozpoznałem wśród nich dwa tytuły, które miałem szczęście przeczytać już wcześniej. Jeden zawierał informacje na temat zaawansowanej magii przestrzennej, bardzo ciekawa lektura, choć autor zapożyczył wiele twierdzeń od znanego z zamierzchłych... Nie to jest ważne. To o te drugą książkę chodzi. „Za maską” nieznanego autora, powieść licząca ponad czterysta pięćdziesiąt lat i nadal wiernie publikowana. Czytałem ją za dziecka, a może to ktoś, kogo zapamiętałem, czytał? Nie wiem, ale jest to bardzo interesująca pozycja, która opowiada historię uwielbianego przez wszystkich chłopca, mającego wielkie grono rówieśników, kogoś wywyższanego do rangi Boga. Niestety w połowie książki chłopiec zostaję przez wszystkich odrzucony, nazywany, przez niedawnych przyjaciół, zdrajcą i kłamcą. Następnie zostaje wrobiony w morderstwo. Musi walczyć z okrutnym światem, tylko dlatego, że postanowił być sobą. Ja, czy też wspomnienia zawsze podziwiały tę postać. Bardzo dobrze ją zapamiętałem. A jeszcze lepiej zapamiętałem dziewczynę, która trzymała przede mną tę powieść. Jej blond włosy, uśmieszek samozadowolenia i te oczy. Wielkie orzechowe oczy wpatrzone w okładki nowo nabytych skarbnic wiedzy.
Z mojej podświadomości wypłynęły dwa wspomnienia. Jedno, które na moim miejscu podeszłoby do tej dziewczyny, i drugie, które kazało mi zostać tam gdzie stałem. Nim zdecydowałem się zrobić ten pierwszy krok, dziewczyna już odeszła i zniknęła w tłumie. Ale to nic. Zapamiętałem ją.
Szedłem w kierunku kwater mojej gildii, kapelusz miałem zsunięty na oczy, ponieważ słońce oślepiało przerażającym blaskiem. To oczywiste, powinienem o tym pamiętać, że coś takiego miało szanse się zdarzyć. A mianowicie, skoro miałem ograniczone pole widzenia to nie zauważyłem osoby z naprzeciwka, a i ona nie zauważyła mnie.
Przytrzymałem ją by nie upadła, spojrzałem na nią i mnie zamurowało. Moje wspomnienie, stało przede mną, w mych ramionach. Dziewczyna speszyła się, gdy zszokowany mocniej ją chwyciłem. Zauważywszy to zrobiłem to, co podpowiadała mi moja pamięć. Puściłem ją, odwróciłem się powiewając kamizelką i przyśpieszonym krokiem skierowałem się w niezidentyfikowanym kierunku. Cały plan może i by się udał, gdyby ona za mną nie pobiegła. Zatrzymała mnie, chwytając za rękaw.
 - Przepraszam i dziękuję – powiedziała lekko się uśmiechając.
Zamurowało mnie. Przeszukałem każdy zakamarek mojej pamięci, ale nie odnalazłem tam wspomnienia, które mogłoby mi wyjaśnić, dlaczego dla takich banalnych słów zdecydowała się mnie ścigać.
Ale pamiętałem coś innego. I postanowiłem wcielić to w życie.
 - Czy w ramach rekompensaty dałabyś się namówić na filiżankę kawy?
 - Z przyjemnością.
~
Była niesamowitym magiem, zapamiętałem każdy ruch jej ciała, wyraz twarzy czy zmianę w głosie. W głosie, który przez ostatnie kilka godzin doskonale zapadł mi w pamięć. Przegadaliśmy wiele godzin, wypiliśmy o wiele więcej niż jedną kawę. Zapamiętałem doskonale ten czas. Ale teraz wspomnienie to odeszło zastąpione jej cierpieniem.
Gdy zabrano ją do punktu medycznego moje serce wyrywało się z piersi ku niej, ale ciało stało w miejscu, czekając końca. Końca obowiązku polegającego na byciu Szablozębnym w glorii i chwale. Nie hańbienia gildii, siania postrachu i bycia najlepszym we wszystkim co się robi. A najważniejsze to nie posiadania słabości. Mistrz to człowiek apodyktyczny i krwawy. Według niego nie można być silnym, póki nie pozbędzie się wszystkich słabości. A miłość zdecydowanie nią jest.
Ale wtedy przypomniałem sobie, że warta ta trwa i trwa, a jedyne co może mnie z niej uwolnić to śmierć.
Odpychając Orgę i Rogue rzuciłem się w pogoń za tą kobietą.
~

Im więcej zapamiętywałem tym szybciej zatracałem samego siebie. To ja czy wspomnienia? Gdzie to ja decyduje, a gdzie robię to co należy poprzez pryzmat wspomnień? Tworzenie wspomnień to wspaniała magia, ale jakże niebezpieczna. Tworząc coś nowego, odtwarzając coś zapomnianego, zatracamy samych siebie. Radość bierze się z przezwyciężenia smutku życia, czy to cieszymy się z czegoś, w każdej chwili możemy to stracić. Coś straciliśmy? Będzie lepiej. Wszystko na tym świecie ma swoją cenę. A tym bardziej magia. Ale czy to prawda? Sądzę, że tak. Skoro ma ten jeden wyjątek. Wyjątek potwierdzający regułę. Magia wiążę się z ceną, ale miłość jest wolna. A ja mam dosyć płacenia. Jeśli zostanę ukarany za to, co mówi mi serce, nie obchodzi mnie to. Warto zrobić wszystko by odnaleźć prawdziwego siebie. A moje prawdziwe, wolne od wspomnień innych, ja mówi mi, że mam nie zaprzepaszczać szansy na szczęśliwe zakończenie. A wiem, że Lucy jest moim. Ponieważ, każde szczęśliwe zakończenie zaczyna się od nadziei. A moją nadzieją jest ona. Ta, która dostrzegła to, czego nie mogłem dostrzec ja. Prawdziwe wnętrze człowieka schowanego za maską.




3 komentarze:

  1. Jeju! Jak ładnie! Szocik bardzo mi się spodobał, a zajrzałam tutaj i postanowiłam przeczytać, zaintrygowana opisanym parringiem. Jeszcze takiego połączenia nie spotkałam :). A opowieść z punktu widzenia Rufusa, jest niezmiernie wciągająca. To tyle ode mnie.

    Pozdrawiam serdecznie,

    R ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Super:)Rufus to taki filozof..a jak sie go połączy z kimś...fiu fiu...

    OdpowiedzUsuń