Moi drodzy. Jeśli zamawiacie jakiś paring u którejś z nas, proszę patrzcie czy nasze kolejki nie są zamknięte, jak w moim przypadku. Po za tym zamówienia mają być składane w ZLECONYCH MISJACH.
~Jellal~
Żeglowali już od wielu godzin. Miał kompletnie dosyć tego
statku, morza, a nawet wiatru… Można było by się wydawać, że 12-letniemu
chłopcu podoba się dryfowanie po ogromnych falach ale nie jest to nic fajnego…
Opierał się o burtę przy czym wpatrywał się w ogromny
księżyc i gwiazdy. Od jakiegoś czasu patrzył tylko na nocne niebo… Dawało mu one poczucie błogiego spokoju.
Ciszę przerwał huk.
Był przerażony, ale zrozumiał, co się dzieje. Piraci.
- Mamo! Tato!- wrzasnął- Atakują!
Szybko podbiegł do steru. Nie wiedział nawet dlaczego… Nie
umiał obsługiwać głupiego statku nigdy go to nie interesowało…
Przed nimi wyłonił się olbrzymi statek. Z powiewającą
piracką flagą.
- Jellal!- Usłyszał wrzask rodziców.- Schowaj się!
Natychmiast!
Spojrzał raz jeszcze na flagę po czym zbiegł pod pokład.
Schował się w kąt pokoju. Słyszał każdy wystrzał, krzyki załogi i rodziców,
którzy próbowali się bronić. Jednak nagle wszystko ucichło… Spojrzał przerażony
na drzwi. Podniósł się. Powoli zakradł się na górę. Zobaczył tam kobietę o
długi szkarłatnych włosach splecionych w warkocz, a na nich ogromny czarny
kapelusz.
- Nie bierzemy jeńców Raphallo- odparła i spojrzała na
mężczyznę stojącego przed nią. On kiwnął
na znak, że rozumie i uśmiechnął się złowrogo.
Jednak on sam nie rozumiał… Spojrzał na załogę, na pierwszej linii frontu byli jego
rodzice. „Nie, nie nie… Co teraz?!”
Paniczny głos odezwał się w jego głowie.
Wskazany przez kobietę pirat podszedł do ojca i przyłożył
broń do jego głowy. Usłyszał błagalny głos matki. A on sam zamarł. Nie mógł się ruszyć. Po chwili usłyszał strzał, a jego ojciec
leżał na deskach. Raphallo podszedł do matki, zapewne chciał zrobić to samo.
Ale nie mógł na to pozwolić.
- Nie!- wrzasnął.
Wszyscy na niego spojrzeli.
- Jellal nie! Uciekaj !- krzyczała mama. Próbowała się
wyrwać z objęć jak tylko mogła ale nie udało się jej.
- O widzę młody Fernandes- powiedziała kobieta o
szkarłatnych włosach. Teraz zrozumiał, że to ona była kapitanem całej tej szajki.
– Matki się pozbyć, jak reszty jej załogi. Chłopaka, zabrać idzie z nami.-
Uśmiechnęła się.
- Nie! Jellal!- Usłyszał głos matki, a potem kilkakrotny
wystrzał.
~*~
Otworzył oczy. Ciągle
ten sam sen. Ciągle ta sama rozpacz i smutek. Wściekłość pożerała go od środka
i to już od 5 lat.
Ucieczka nie była możliwa… Próba samobójcza, nie wchodziła w
grę. Musiał pomścić rodziców. Żył tylko dla zemsty…
- Jellal do mnie!- Usłyszał wrzask Rapahallo.- Pani Kapitan
wzywa!
Nienawidził go. Czekał, aż pozbawi go życia, zabierze mu
ostatni oddech. Tak jak on odebrał go całej jego rodzinie… Codziennie ćwiczył
walkę i szermierkę, ale jak miał dać radę przeciwko hordzie plugawych piratów
na tym statku. Nawet jeśli by pokonał
ich, na jego drodze do wolności stanęła by Irene, która pokonała by go z
łatwością. Nigdy nie widział takiej kobiety. Podczas pięcio-letniej podróży na
„ Szkarłatnej Rozpaczy” widział jak rozgromiła tyle potężnych przeciwników… Tym
bardziej, że jest bytem nadprzyrodzonym, jak zabić, kogoś, kto nie ma duszy ?
Ciągłe pytania, a brak odpowiedzi coraz bardziej utwierdzał
go w przekonaniu, że musi się wydostać z tego statku i zdobyć siłę, która
zabiję niezwyciężoną kobietę.
- Głuchy jesteś!- kolejny wrzask.
Podniósł się z łóżka. Po czym podszedł do drzwi, które
znajdowały się niecały metr od niego. Otworzył je i powędrował na górę pokładu.
- Co chcę od mnie Pani Kapitan?- spytał.
By zabić wroga, trzeba utrzymać go w przekonaniu, że jest on
twoim przyjacielem. Przez długi czas walczył o to by mu zaufała i udało się…
Teraz uznaję go za swojego syna… Za każdym razem, gdy się do niego tak zwraca,
czuł nie wyobrażalny ból. Jak śmiała tak do niego mówić, po tym jak wydała
wyrok śmierci na jego prawdziwych i kochających rodziców!
- Idź i się dowiedz.- odparł zastępca kapitana.
Był od niego mniejszy i to o dobre 30 centymetrów. Jednak
był zwinny i szybki. Umiał doskonale posługiwać się mieczem… Jego głowa była
łysa, w prawym uchu nosił okrągły kolczyk. Oczy był małe i przebiegłe. A
uśmiech zawsze oznajmiał mu, że chcę go zabić.
Przełknął ślinę i zacisnął szczękę by powstrzymać się przed
rzuceniem się na karła, po czym zaczął iść po schodach na górę, do kajuty Belserion.
Stanął
przed drzwiami i zapukał. Usłyszał natychmiastowe „ Wejść”.
Posłusznie
otworzył drzwi i zamknął je za sobą.
-
Jellal jesteś.- powiedziała kobieta.Siedziała za małym biurkiem. W dłoni
trzymała kawałek papieru.- Musimy omówić
pewien mały problem.
Skoro
był to dla niej problem, to w pewności nie był on „mały”.
- O
co chodzi?- spytał zainteresowany.
- Na
naszym terenie zaczęli panoszyć się, bardzo pewni siebie piraci. Ich wyczyny
stały się bardzo głośne, ludzie mawiają, że są silniejsi nawet od nas. A ich
statek „Fairy Tail” budzi ogromny podziw… Oczywiście są to zwykłe wymysły. A my
nie damy s szargać naszego dobrego mienia, prawda ?- Uśmiechnęła się
przebiegle.
Kolejni
piraci… Znowu to samo. Ponowne wybicie całej załogi w pył… Ale dlaczego ona tak
się nimi interesuje?
- A
co ma to ze mną wspólnego ?
- Chodzi o twoją pobyt w „Rajskiej Wieży”.
Uczyły się tam jeszcze inne dzieci, a w tym pewna dziewczyna, która jest mi
potrzebna.- odparła.
„Rajska
wieża”- był to przytułek, a raczej więzienie… W wieku 7 lat został odebrany
swojej rodzinie i odesłany do tego okropnego miejsca. To był okropny okres jego
życia. Ale znalazł tam przyjaciół, ale pamiętam ich jak przez mgłę…
- Nie
pamiętam tego miejsca, nawet gdybym pamiętał wolałbym zapomnieć…
-
Chodzi mi o dziewczynę która miała na imię Erza.- rzekła. – Jest mi potrzebna.
Kojarzył
te imię… Przed jego oczami stanęło wspomnienie. Małej dziewczynki o
szkarłatnych, krótkich włosach. I czekoladowych oczach, jedno było zasłonięte
przepaską. Ten uśmiech… Co Irene mogła chcieć od tego dziecka? Wiele
zawdzięczał tej małej osóbce, ale uciekła. Zostawiła go…
-
Nawet jeśli ją kojarzę, to co z tego? Nie wiedziałem jej od 10 lat.
-
Sprowadź ją tu, ale najpierw musisz dołączyć do załogi Fairy Tail.-
powiedziała.- To jest ważne. A w pewności, będzie cie kojarzyć, więc ci zaufa.
Wiedział, że ta dziewczyna wiele dla niej
znaczy, choć to mało uczciwe wiedział, że będzie musiał wykorzystać ją do
własnych celów. Jako kartę przetargową. Będzie musiał zabić Irene, a następnie
całą jej załogę, dopiero wtedy odzyska spokój.
Zemsta.
Od zawsze słyszał, że niszczy od środka… Ale dzięki niej czuł się silniejszy i
dla niej poświęci wiele na swojej drodze. Dlatego wiedział co musi zrobić by
jej dokonać.
-No
dobrze. Przypuśćmy, że mi zaufa. Co dalej ?
-
Proste. Przyprowadzisz ją do mnie. A gdy powrócicie zniszczymy Fairy Tail.-
powiedziała i uśmiechnęła się. – A zapomniałam dołączyć do tego pewną
informację. Gdy dostarczysz mi dziewczynę całą i zdrową, pozwolę ci odejść.
Spojrzał
na nią zdziwiony. Odejść ? Te wszystkie lata niewoli…
- Jak
to ?
Czy
myślała, że w tę sposób w kupi się w jego łaski? Że porzuci myśli o pozbawianiu
jej życia ? Nie. Choć to zaskakująca propozycja. Nie da się nabrać… Ona zawsze
ma ukryty motyw.
- Tak
to. Wykonaj zadanie, a będziesz wolny.- powiedziała.- Zrób to szybko. Dam ci na
to trzy dni. Nie zawiedź mnie.
-
Tylko tyle?
-
Tak.- odparła.- A teraz zbieraj się. Wyruszysz już teraz. Dostaniesz od nas
małą łódkę. Z tego co nam wiadomo Fairy Tail dryfuję blisko naszej zdobytej
wyspy „ Paradis”. Idź. I powtarzam, nie zawiedź mnie. Nie lubię, gdy ktoś mnie
zawodzi…
~*~
*Następnego dnia*
~Erza~
Ciężki dzień. Wczorajsze zmagania ze sztormem były okropne. Brak snu, ciągły hałas.
Jednak musiała podołać, była zastępcą kapitana. Musiała wytrwać dla złogi-
swojej rodziny. Oparta
o burtę wpatrywała się w, już spokojne morzę. Teraz falę łagodnie uderzały o ich
statek, zeszłej nocy omal nie zmiotło ich wszystkich. Jednak byli Fairy Tail,
zawsze jakoś udawało im się przetrwać. Uśmiechnęła się mimowolnie.
Jej
wzrok przykuła pewna rzecz w oddali, która samotnie dryfowała po morzu. Było to
coś niedużego. Zbliżało się w ich stronę. Po chwili zrozumiała, że to człowiek,
który podtrzymywał się na niedużym kawałku drewna.
-
Hej!- krzyknęła.
Żadnej
reakcji. Za to członkowie załogi spojrzeli się
na nią.
- Erza
co jest?-spytał Natsu, po czym podszedł do niej.
Nastu.
Narwany chłopak o różowej czuprynie i walecznych oczach. Zawsze uśmiechnięty i
skory bójki. Miał na sobie jasną koszulę i ciemne spodenki, które przepasał
pasek, przy którym przywiązany był miecz.
Nie wiadomo po co go nosił, wolał walkę wręcz. Po za tym jego moc posługiwania
się ogniem, również wszystko załatwiała.
-
Ktoś tam jest…- powiedziała i wskazała na osobę na morzu.
Chłopak
podejrzliwie spojrzał w wskazanym kierunku.
- Nie
reaguje ?
- Nie…-odparła.
Wiedziała co musi zrobić. – Trzeba pomóc tej osobie.
-
Erza co zamirz…- Urwał Natsu.
Wskoczyła
do wody i zaczęła płynąć do nieprzytomnego, jak się okazało chłopaka. Wzięła go
pod ramię, po czym zawróciła w stronę statku.
-
Nastu, pomóż!- krzyknęła.
Różowo-włosy
pomógł jej wciągnąć na pokład nieprzytomnego osobnika, po czym pomógł wejść i
jej.
Wszyscy zebrali się wokół nieznajomego.
Miał
niebieskie włosy. Był blady, nad okiem miał tatuaż. Miał na sobie tylko ciemne
spodnie, nic więcej.
-
Yhmmm…- wydobyło się z ust chłopka.
Chyba
się budził.
Otworzył
oczy.
-
Gdzie ja jestem?-wymruczał.
******************************************
Ultear wybacz, ale tego one-shota podzieliłam na 2 części. Mam na niego pomysł i zabrałam się dopiero teraz. Nie miałam za bardzo czasu by zrobić to wcześniej... Ale teraz troszkę go będzie, więc postaram się dopracować 2 cześć i wstawić jak najszybciej.
Wybaczcie za nieobecność!
Pozdrawiam!
Liv-chan ~!
Dziękuje.Bardzo mi się podoba i jestem cir kawa co się dalej wydarzy. Życzę weny :D ~#Ultear
OdpowiedzUsuńWow... Świetny! Nie mogę się doczekac kolejnej części. XD Życzę weny, czasu, uśmiech.
OdpowiedzUsuńSere-chan