-->

sobota, 21 czerwca 2014

Jellal x Erza dla WerkaPop

Miłość jest przereklamowana, nudna i słodka. Wszędzie tylko serduszka i zakochane pary, obściskujące się w miejscach publicznych. Jakby nie mogli robić tego u siebie w domu! Nie, nie mogą, ale dlaczego? Nie mogą, bo ich zadaniem jest zdołowanie wszystkich, którzy nie są aktualnie w związku albo zostali właśnie porzuceni. Naturalna kolej rzeczy - ktoś się cieszy, ktoś płacze. Bolesne czy nie, tak po prostu jest. Cholerny wszechświat i jego prawa.
Nie dobija mnie fakt, że nikogo nie mam, tylko to, że wszyscy znajomi czy rodzina ciągle o to pytają. Jakby nie mieli żadnych ciekawszych tematów. Oni też chcą mnie zniszczyć psychicznie... znaczy, mam takie wrażenie.
Moja rozmowa z babcią polegała na pytaniu się o mojego ukochanego, którego nie miałam. Babcia jest trochę głucha, więc jak mówię, że jestem sama, ona nie słyszy. Nadal do niej nie dotarło, że w najbliższej przyszłości zamierzam skupić się na karierze i nauce, a nie na ślubie. I tak moje życie się toczy, powoli i bez żadnych zmian.
Jednak nadchodzi taki dzień, kiedy masz już dość. Nie wytrzymujesz i, żeby uwolnić się od komentarzy przyjaciółek, poszukujesz chłopaka. W moim przypadku było nieco inaczej - nie miałam chłopaka, ale znalazłam osobę, która udawała mojego ukochanego za drobną opłatą. W ten sposób miałam oszczędzić sobie nerwów z uczuciami. Prawie się udało, ale zacznijmy od początku.
To było lato. Poszłam na plażę w celu znalezienia idealnego kandydata. Przez pierwsze kilka godzin nikt nie wpadł mi w oko, więc dałam sobie spokój. Stanęłam w morzu po kostki i się nie ruszałam. Nie pamiętam, o czym wtedy myślałam. Nagle popchnęła mnie jakaś grupka dziewczyn, przez co wpadłam do wody. Miałam na sobie koszulkę i krótkie spodenki, więc jednym słowem - byłam mokra. Mokra i zdenerwowana. I wtedy go usłyszałam.
- Ej, ty! - zawołał chłopak, siedzący na kocu pod parasolem. Miał na sobie ciemną koszulkę i bojówki. Widać było, że męczył się na plaży. Chcąc nie chcąc, musiałam zwrócić na niego uwagę. - Dam ci ręcznik, jak przyniesiesz mi trochę wody z morza. Wiesz, ciepło i te sprawy.
Wtedy mnie to wkurzyło. Wyobraźcie sobie - zagaduje do was chłopak, któremu nawet nie chce się ruszyć dupska z koca i oczekuje, że coś mu przyniesiecie. Dżentelmen, cholera.
Kiedy nie odpowiedziałam, rzucił ręcznik w moją stronę. Oczywiście spadł w połowie odległości między nami. Spojrzałam na niego z politowaniem.
- No coś ci nie wyszło - skomentowałam ze złośliwym uśmiechem. Nie zauważyłam u chłopaka ani cienia irytacji. Najwyraźniej mu to zwisało. Albo dobrze udawał. Po chwili wstałam. Zrezygnowana wzięłam ręcznik i podeszłam do niego. Zdjęłam koszulkę, po czym rzuciłam mu na twarz. Chłopak odetchnął z ulgą. Usiadłam obok niego, wycierając się ręcznikiem.
- Jestem Erza - przedstawiłam się. Chłopak zerknął na mnie, odkrywając jedno oko. Wzruszył ramionami.
- Jellal.
- Zawsze jesteś taki rozmowny? - spytałam z przekąsem.
- Tak, zwłaszcza w taki skwar - odpowiedział sarkastycznie, nie zwracając na mnie większej uwagi. Zmarszczyłam brwi. Nie polubiłam go. Chwilę później dołączył do nas jeszcze jego przyjaciel, Zeref. Miał czarne włosy, był przystojny. Widziałam go już wcześniej z jakąś małą blondynką. Pogadaliśmy o rzeczach przyziemnych i różnych innych ludzkich sprawach.
- Dobra, Jellal - zaczęłam po kilkunastu minutach rozmowy. - Potrzebuję chłopaka na kilka dni. Czy mógłbyś go udawać?
Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej. Położył sobie moją koszulkę na głowie, odsłaniając twarz.
- Moja mama zawsze powtarzała, że nie można ufać kobiecie z czerwonymi włosami, dużymi cyckami i... - zaczął mi się uważniej przyglądać. - czarnym stanikiem - dokończył swoją wypowiedź, po czym na nowo położył się na kocu. Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Tak właściwie to twoja matka powtarzała, żebyś uważał na gejów. Nim się obejrzysz, wyruchają cię. Można to też odczytać metaforycznie - skomentował złośliwie Zeref. Jellal spiorunował go wzrokiem.
- Nie pomagasz - syknął. - Ile byś mi zapłaciła? - zwrócił się do mnie łagodniejszym tonem. Chyba go przekonałam, kiedy dyskretnie ukazałam mu mój portfel. Uśmiechnęłam się tryumfująco.
- Cenę ustalimy po wykonanym zadaniu. Bez kombinowania - dodałam, widząc, jak Jellal chce się sprzeciwić. Chłopak zamilkł, wzdychając ciężko. Spojrzał zrezygnowany na przyjaciela, szukając u niego pomocy.
- Nie, nie pożyczę ci kasy. Zarób sobie u niej. To twoje długi, stary - powiedział Zeref, odgadując spojrzenie Jellal'a. Nie pochwalał jego zachowań i hazardu, ale jak zwykle nikt nie chciał go słuchać. Chłopak spochmurniał. Niechętnie przystał na moją propozycję. Kolejne zwycięstwo. I na cholerę mi miłość?

Te kilka dni, które razem spędziliśmy, wspominam bardzo dobrze. Może nawet były to najlepsze chwile, jakie przeżyłam. Czułam się świetnie. Żadnych zmartwień, stresu. Po prostu byłam sobą. Wszystko szło dobrze.
Oczywiście jest taki moment kiedy następuje coś, czego nikt się nie spodziewał. Taka właśnie rzecz się wydarzyła.
Był to zwyczajny dzień. Gorąco za dnia, zimno w nocy, lecz przyjemnie. Odwiedzaliśmy wtedy moją babcię. Była ona ostatnią osobą na mojej liście. Trochę zeszło nam na rozmowie, więc babcia zaproponowała nocleg. Nie mieliśmy nic do stracenia.
Po kolacji, która zresztą była jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu, postanowiliśmy wyjść na balkon. Babcia posiadała wielki dom. Większość pokoi nie miało właściciela, służyły raczej za pomieszczenia do przechowywania gratów. Prócz tarasu na dole, babcia miała ogromny balkon. To właśnie tam ja i Jellal udaliśmy się późno w nocy. Było ciemno, ale gwiazdy nie traciły swego blasku.
Zabraliśmy koce i trochę kanapek, po czym opuściliśmy budynek, zamieniając go na odpoczynek na balkonie. Usiedliśmy obok siebie, opatulając się osobnymi kocami. Zapadła chwilowa cisza.
- Nigdy nie myślałem, że będę udawał czyjegoś chłopaka - przyznał po kilku minutach Jellal, wgryzając się w kanapkę. Prychnęłam.
- Mojego, Jel, mojego! To zaszczyt. Powinieneś być dumny! - powiedziałam z udawanym oburzeniem, grożąc mu palcem.
- Ah, więc chyba powinienem bić ci pokłony, hm? - zasugerował rozbawiony chłopak, popijając sok. Spojrzałam na niego, udając obrażoną, ale uśmiechnęłam się. Nie chciało mi się z nim kłócić. Jest za cicho. I zbyt pięknie. Uwielbiam takie noce.
- Widzisz? Mały Wóz! - powiedziałam po chwili z ekscytacją, wskazując palcem gwiazdozbiór. Jellal spojrzał na wskazane przeze mnie miejsce. Wpatrywał się w gwiazdy przez kilka sekund, po czym zbagatelizował to machnięciem ręki. - Nie, naprawdę! Patrz tam! Przyjrzyj się! - rozkazałam, kierując jego wzrok na właściwe miejsce. Chłopak zastanowił się przez chwilę, próbując coś zobaczyć.
- Mówisz o tym kwadracie i kresce? - spytał, dostrzegając coś w końcu. Spojrzał na mnie z powątpiewaniem, jedząc kolejną kanapkę. Westchnęłam.
- To jest właśnie Mały Wóz.
- Nie, dla mnie to kwadrat i kreska - upierał się Jellal, nie zwracając uwagi na moje poirytowanie. Starałam się zachować spokój. Tak, to była piękna noc, ale sumienie nakazywało mu dogryźć, niezbyt złośliwie, ale jednak. Czasami trzeba się poświęcić.
- Woooow! A spójrz tam! - zawołałam z udawanym zafascynowaniem. Wskazałam palcem księżyc. Jellal spojrzał w miejsce, które pokazywałam. Widząc, że sobie z niego kpię, spojrzał na mnie poddenerwowany. - To księżyc! Super, nie? Można go zobaczyć tylko... hm... codziennie!
- Masz mnie za idiotę? - spytał poirytowany, obrzucając mnie groźnym spojrzeniem. Uśmiechnęłam się złośliwie, po czym sięgnęłam do koszyka z kanapkami. Zdziwiona, że na nic nie trafiłam, zaczęłam macać dłonią zawartość przedmiotu. Pełna nadziei i bez podejrzeń nie przestawałam robić tej samej czynności przez kilka minut. W końcu wzięłam koszyk i odwróciłam go górą do dołu. Nic nie wypadło. Żadnej kanapki.
- Zeżarłeś wszystko? - spytałam w końcu, próbując powstrzymać swój gniew. Ręce mi się trzęsły, gotowe do uduszenia kogoś, kto siedział obok mnie. Chłopak tylko wzruszył ramionami, nie zwracając na moją osobę większej uwagi. Powoli zbliżyłam swoją głowę do jego. Ręce były gotowe do akcji, ustawione w najlepszy możliwy sposób. Chciałam się przyjrzeć osobie, która zaraz powinna być martwa.
Ku mojemu zaskoczeniu, Jellal odwróci głowę i nasze spojrzenia, niezależnie od woli, o zgrozo, się spotkały. Niby nic, ot taki zwykły przypadek, nieszczęśliwa sytuacja, po której nic nie powinno się zdarzyć, a tym bardziej nic nie powinno się zmienić w trakcie. A tak było.
Moje serce zabiło szybciej, kiedy zobaczyłam jego oczy, gdy byłam niego tak blisko, na myśl przyszło mi tysiące porównań, poczynając od kwiatów aż po bóstwa. Za dużo, pomyślałam i natychmiast się odsunęłam. Czerwona na twarzy, ale na szczęście on tego nie zauważył. Opuściłam taras po kilku minutach, zestresowana i poddenerwowana, nie umiałam rozmawiać z Jellalem, bo bałam się, że palnę jakieś głupstwo, kiedy jakieś dwa dni wcześniej nie przejmowałam się za bardzo jego opinią.

Jellal miał udawać mojego chłopaka do czasu, aż odwiedzimy babcię. Potem się rozstaliśmy bez zbędnych pożegnań i żalów. Dałam mu obiecane pieniądze i poszliśmy w obie strony, pełni nadziei, że nic niespodziewanego się nagle nie wydarzy. Oczywiście los jest wredny i najwyraźniej gardzi mną w każdy możliwy sposób, byleby tylko utrudnić mi funkcjonowanie w społeczeństwie. Czasem myślę, że dopiero w psychiatryku miałabym spokój.
W każdym bądź razie, miasto, w którym mieszkam, jest małe. Wszystkie jednostki, zaczynając od ludzi z farm i domków na zadupiu aż po rdzennych mieszkańców, zajmujących lokale mieszkalne w środku miasta, spotykali się w centrum. Ludzie znali się, kochali ( niektórzy nawet robili to na dwa fronty, czasem na trzy, aby stare baby w oknach miały o czym opowiadać wnukom ) i nie było opcji, żeby raz poznanego człowieka w tym mieście nie spotkać. Zwłaszcza, gdy wasi znajomi zdążyli się poznać i polubić.
Moi przyjaciele są złośliwi albo po prostu odziedziczyli debilizm i nietakt. Po całej akcji powiedziałam im, że po prostu nie dogadywaliśmy się i, chcąc czy nie, po prostu zdecydowaliśmy się rozstać. Zawód na twarzach dziewczyn był widoczny, ale trwał krótko. Powiedziałabym nawet, że za krótko. Szybko narodziło się coś innego- ciekawość i złość. Ciągłe pytania o szczegóły, co z nim robiłam. O mało ich nie udusiłam. Raz nawet chciałam wrzucić im do soku czy herbaty taką tabletkę otępiającą, ale uznałam, że jak będą bardziej tępe, nie dogadamy się za Chiny. Postanowiłam więc przeczekać naszą małą, wewnętrzną burzę. Nie spodziewałam się jednak, że znają dobrego kumpla Jellala, Zerefa.
Biedny chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego, co wyczynia. Kiedy dziewczyny zaprosiły go i Jellala do baru, żeby czegoś się napić i pogadać, oczywiście nie miał nic przeciwko. Dopiero na miejscu zrozumiał, jak kolosalny błąd popełnił. Przy stole było cicho. Atmosfera ciężka jak dym w Czarnobylu. Dziewczyny próbowały jakoś rozruszać rozmowę, ale nawet one, mistrzynie w plotkowaniu i zajmowaniu innych, milczały. Oczywiście jedyny znany temat, jakim wszystkim przychodził do głowy, to byłam ja i Jellal. W sumie to właśnie dlatego one zaprosiły chłopaków. Zeref milczał. Ciążyły na nim dwa, groźne spojrzenia- moje i Jellala. Nim się obejrzeliśmy, chłopak stał się jedynym winnym całej sytuacji, podczas gdy nic złego nie zrobił, a przynajmniej nie celowo.
W końcu rozmowa jakoś się rozwinęła, ale obrała nieciekawy kierunek, zwłaszcza dla mnie. Zdałam sobie sprawę, że się, cholera, zakochałam. Odrzucałam to, ale wracało jak bumerang.
- Dlaczego się rozstaliście? - spytała Lucy z przebiegłym uśmiechem. Zamarłam. No tak, nie mogło obejść się bez pytań tego typu. Spojrzałam na zaskoczonego Jellala, który tylko coś bąknął w odpowiedzi. Nie dziwię się, że zabrakło mu słów.
- Odpuśćmy sobie, Lucy. Myślę, że oboje mają dość tego tematu - zaczął Zeref, przerywając następnemu potokowi słów moich przyjaciółek. Spojrzały na niego zaskoczone, lecz po chwili na ich twarzach zagościło oburzenie. Nie spodobał im się sprzeciw. Natychmiast obydwie zamilkły, posyłając chłopakowi pogardliwie spojrzenie.
Odetchnęłam z ulgą. Biedny Zeref. Teraz wszystko skupia się na nim.
- Idę do domu. Nie ma powodu, abym tu dłużej została - powiedziałam, podnosząc się. Dziewczyny spojrzały na mnie ze złością. Cóż, po prostu wykorzystałam okazję. Nie spodziewałam się jednak, że Jellal, podobny bardzo do mnie, będzie chciał również opuścić kłopotliwe towarzystwo. Zdecydował się mnie odprowadzić do domu. Dziewczynom spodobał się pomysł, Zeref zbladł na myśl o pozostaniu w gnieździe żmij, a ja szybko zaprzeczyłam. Wszyscy zrozumieli to opacznie. Nie chciałam z nim iść, bo źle się czułam w jego obecności. Oczywiście nikt się nie domyślił, bo jak? Nikt nie wiedział. Przekonywali mnie tak długo, aż musiałam się zgodzić.

- O co ci chodzi, Erza? - spytał, kiedy dotarliśmy do mojego domu. Spojrzałam na niego, udając zdziwienie. Dałam mu do zrozumienia, że nie rozumiem pytania. Jellal westchnął. - No wiesz. Od wizyty u twojej babci jakoś zaczęłaś mnie unikać.
- Owszem, bo nie chciałam, aby dziewczyny coś pomyślały po naszym " rozstaniu " - odpowiedziałam, zachowując spokój. W środku wszystko parowało. Czułam, jak cała się palę. Nogi mi zmiękły, ale dzielnie walczyłam.
- Jak byliśmy sami też to robiłaś - zauważył podejrzliwie. Wbił we mnie wzrok, lustrując moją osobę od stóp do głów. Jego spojrzenie było uważne. Widział wszystko, najmniejsze wahanie czy gest, symbolizujący zakłopotanie. Skłamać nie chcę, bo i tak nie potrafię tego dobrze robić, ale prawdy też mu nie wyznam.
- Uznałam, że skoro twoje zadanie dobiegło końca, nie powinnyśmy się zbytnio spowinowacać. No wiesz, żeby nasze rozstanie było dla nas prostsze i bardziej wiarygodne dla dziewczyn - wytłumaczyłam po chwili milczenia. Miałam nadzieję, że zadowoli go ten argument, innego nie miałam.
- Nie wierzę ci - uznał po chwili, kręcąc z politowaniem głową. Czekał na prawdę, a ja na wybawienie z tej niekomfortowej sytuacji. Niestety, nic nie chciało być tak miłe i nam przerwać. Resztkami sił przybrałam obojętny wyraz twarzy i prychnęłam.
- Twoja sprawa. Dobranoc - rzuciłam, jakby mnie to nie obchodziło. Odwróciłam się i skierowałam do drzwi wejściowych. Jellal złapał mnie za rękę.
- Nie puszczę cię, póki mi tego nie wyjaśnisz! - syknął. Zatrzymałam się przestraszona, spoglądając na niego ze złością. Wyrwałam się, masując obolałe miejsce. Oszalał!, tak właśnie myślałam. Mimo jego groźnego tonu, nic nie powiedziałam. Po chwili zaczęliśmy się kłócić.
- Widzisz?! Nic nie mówisz! To dlatego nie masz chłopaka!
Od kilku lat zastanawiam się, czy wtedy mówił to szczerze czy może go poniosły emocje. Tak czy inaczej, okropnie mnie wtedy zranił. Popłakałam się. Łzy spływały po policzkach, a ja nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Szybko się pozbierałam, ale on, mimo mojego płaczu, nie przeprosił. Nie miał powodu, wiedziałam to. Czasem sama z sobą nie potrafiłam wytrzymać.
- Bo cię kocham! Rozumiesz?! Zakochałam się w tobie wtedy, na tarasie, kiedy patrzyliśmy w gwiazdy! To było nagłe, nie miałam na to wpływu! Co chcesz jeszcze wiedzieć?!
Jellal nie odpowiedział. Po prostu wpatrywał się we mnie oniemiały, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Nie potrafiłam znieść tego dłużej, więc pobiegłam do domu. Zanim zamknęłam drzwi, obejrzałam się raz jeszcze.

Nazajutrz przyszedł do mnie, chciał wyjaśnić parę spraw i pogadać. Na początku byłam niechętna do spotkania, ale mnie przekonał. Wpuściłam go do domu, zaparzyłam herbaty, nawet się nie ubrałam, nie widziałam w tym sensu. Wyznałam mu swoje uczucia, ale jakoś nic się nie zmieniło. Czułam się lepiej po wyrzuceniu tego z siebie, chociaż obecność chłopaka, którego kochałam, nie przeszkadzała mi w byciu zaniedbaną. Powinnam skakać z radości, że mnie w ogóle odwiedził i mieć nadzieję, że on też czuje do mnie to samo. Niestety wiedziałam, że tak nie jest. Nie musiał tego nawet mówić.
Uznaliśmy, że o tym zapomnimy, o całej kłótni i kłopotliwym wyznaniu. Zostaliśmy przyjaciółmi, miałam tkwić w cholernej strefie friendzone, ale zgodziłam się.
Po tym wszystkim atmosfera była trochę napięta, ale z czasem nasze relacje zostały odnowione. Robiliśmy te same rzeczy, kiedy udawaliśmy parę. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę jesteśmy do siebie podobni i moje zdanie na temat całkowitej izolacji od siebie, nie miało sensu.
Mimo tej całej sielanki, czułam się okropnie. Zraniona, odczuwałam ból, który nie mijał. Kiedy go widziałam, serce na nowo się odzywało. To było jak cholerny koszmar.

- Wyznała ci miłość?! - zawołał zdziwiony Zeref. Jego szklanka przewróciła się i spadła na ziemię, roztrzaskując się na drobne kawałeczki. Chłopak zdawał się tego nie zauważyć. Czym było jakieś naczynie, kiedy jego przyjaciel przeżywał przygody miłosne! I nic mu nie powiedział! Jellal syknął, aby tamten się uciszył. Ludzie przy stolikach obok zmierzyli niebieskowłosego pogardliwym spojrzeniem, inni tylko pokręcili głową z politowaniem.
- Choć raz mógłbyś się zachować - burknął Jellal, piorunując wzrokiem osądzających go bezpodstawnie, ludzi. Spojrzał na przyjaciela z wyrzutem, dopijając piwo.
- Stary, przecież to Erza! Niczego jej nie brakuje! Jest ładna, mądra i świetnie się dogadujecie! Czego ty chcesz od życia, co?
- Niczego właśnie! Jest dobrze tak, jak jest!
- Ciekawe dla kogo - mruknął pod nosem Zeref. Dopiero po chwili zorientował się z położenia swojej szklanki z sokiem. Zaklął cicho pod nosem. Nie wiedział, czym był bardziej zdenerwowany - debilizmem przyjaciela czy może napojem, który zamówił, a którego nawet nie zdążył spróbować. Dodatkowo stłukł szklankę, jakby pieniądze rosły na drzewach, a jakby on takich drzew miałby dziesięć.
- Biedna dziewczyna. Że też kogoś takiego sobie musiała wybrać. - Zeref spojrzał na przyjaciela z politowaniem, głęboko wzdychając. Znajdź miłość życia, mu mówił, a ten ją odrzucił. Idiota, stwierdził Zeref.
- Ej, to nie moja wina. Nie kazałem jej się zakochiwać.
- Tak, masz rację - powiedział spokojnie Zeref z nutką ironii. - To wina tej cholernej dziewczyny. Nikt nie kazał jej się zakochiwać, czemu to ja miałbym być winnym temu, że ona teraz cierpi. Na dodatek, jak każdy porządny i taktowny człowiek zaproponowałem jej pozostanie przyjaciółmi. Jestem, kurwa, cholernym aniołem!
- Och, zamknij się!
- Człowieku, nawet nie wiesz, jak ona się czuje. Strefa friendzone! Najgorszy z twoich dotychczasowych pomysłów... - westchnął Zeref, próbując ukryć jakoś stłuczone naczynie. W końcu zrezygnował, opadł na oparcie krzesła i spojrzał na Jellala. - Nawet chomik w mikrofalówce nie był takim debilnym planem.
- Przecież zabiliśmy zwierzę...
- Wiem. A to z Erzą jest jeszcze głupsze.
- Jezu, co ja zrobiłem. - Jellal chwycił się za głowę. Aż dziw brało, że dopiero teraz sobie uświadomił swoje błędy.
- Dziwne, że zrozumiałeś to dopiero po porównaniu tej sytuacji do martwego chomika. Stary, weź się za siebie.
Następne kilkadziesiąt minut upłynęło w ciszy. Resztki szklanki leżały pod stolikiem, ale rozlany sok obok krzesła Zerefa nie chciał zniknąć. Chłopak lekko zestresowany, że ktoś może się zorientować, postawił na plamie swoją nogę, żałując tego później w domu. Pszczoły latały obok ich stolika podejrzanie często, a Zeref dzielnie znosił swoje uczulenie na owady. W końcu Jellala zdziwiła ta bladość przyjaciela i jego noga, wygięta pod dziwnym i niewygodnym dlań kątem. Spojrzał na niego pytająco, ale Zeref udawał, że nie wie, o co mu chodzi.
- Co ty zrobiłeś?
- Jak pożyczysz kilka dolców, to ci powiem.
- Nie, mam jeszcze trochę długów. O co chodzi? Jakaś nowa pozycja? Trenujesz jogę? - spytał z nieukrywanym rozbawieniem chłopak, próbując się nie roześmiać.
Incydent z jogą miał miejsce dwa lata temu. Zerefa zapisała tam siostra, która narzekała na nierozciągliwość brata. Chłopak nie wiedział, co miała na myśli aż do dzisiaj, ale tamtejsze ćwiczenia sprowadziły go do szpitala. Wypadł mu dysk, gdy ćwiczyli jakąś nową pozycję. Było to śmieszne dla Jellala, który co prawda przypuszczał, że przyjaciel jest lekko stary w takich sprawach, ale wypadek  jego przyjaciela zwaliła go z nóg. I to dosłownie. Kiedy wyszedł ze szpitala od Zerefa, potknął się o krawężnik i złamał nogę. W ten sposób mógł dokuczać przyjacielowi mimo własnej kontuzji.
Zeref spiorunował go wzrokiem. Nie miał siły ani ochoty na bezsensowne sprzeczki, kiedy jego finanse były na krawędzi.
- Hej, nie wiedziałam, że lubicie siedzieć w kawiarni!
Oboje spojrzeli w kierunku osoby, która wypowiedziała to zdanie. Obok nich stała Erza z wielkimi pudłami. Postawiła kartony na ziemi, biorąc łyk piwa z kufra Jellala.Westchnęła, ocierając pot z czoła.
Zeref wyczuł okazję. Zaproponował Erzie swoje miejsce przy stole, co ona przyjęła z nieukrywaną radością, po czym ulotnił się jak najszybciej potrafił. Zaoszczędził na szklance i te kilka dolców pozostało w jego kieszeni. Nie reagował na wołania Jellala. Nie teraz. Szybko do domu, prysznic i amnezja na temat tego wydarzenia. Nic się nie stało!

- O co mu chodziło? - spytała, obserwując Zerefa znikającego za rogiem. Jellal wzruszył ramionami, kręcąc z politowaniem głową. Pewnie zrobił to, bo chciał ich zostawić samych. Może nie jest takim złym przyjacielem. Albo po prostu coś się stało, nie powiedział mu i wykorzystał Erzę oraz jej niewiedzę. To teraz nie było ważne.
- Co to za pudła?
- Ciotka przeprowadza się do innego miasta. Jeżdżę więc po wszystkich znajomych i krewnych i biorę od nich jej rzeczy. Nie wiem czemu wszystko zostawiła w innych miejscach. A te pudła właśnie zanoszę do auta - wytłumaczyła Erza, patrząc podejrzliwie na rozlany sok i pszczoły, taplające się w słodkości. Uniosła jedną brew, ale wolała nie myśleć, co się stało. - Chcesz mi pomóc?
- Jasne. Tylko dopiję piwo.
- Auto jest na końcu uliczki. Wezmę trzy pudła, a ty resztę. To ja już pójdę.
Erza szybko się ulotniła. Jellal skończył trunek, po czym pozbierał wszystkie swoje rzeczy. Nadeszła kelnera, podając rachunek. Wspomniała coś jeszcze o stłuczonej szklance i Zerefie, który to spowodował. Jellal zmarszczył brwi, płacąc wszystko bez zbędnych dyskusji. Jak go spotka, to udusi. Skrzywił się na myśl, że tak dobrze o Zerefie myślał. Chce nas zostawić samych, akurat!, pomyślał zdenerwowany chłopak, Skurwysyn i tyle!

- Dziękuję ci Erza - podziękowała kobieta, pomagając Scarlet wnosić pudła. Za nimi szedł Jellal nieco wolniejszym krokiem, zapewne spowodowanym ciężką zawartością kartonów.
Kobieta wpuściła oboje do domu, po czym zamknęła drzwi. - Może zostaniecie na noc? Jest późno.
- Em... ja bym została, nie wiem jak Jellal... - Erza spojrzała na niego z wyczekiwaniem. Chłopak tylko kiwnął głową. Kobieta uśmiechnęła się, po czym poinstruowała gdzie dokładnie mają położyć pudła. Zaproponowała kolację, na co oboje gorąco przytaknęli. Po całym dniu targania kartonów i przez brak przerwy choćby na lunch, byli wykończeni.
Posiłek podano szybko, a był on niezwykle obfity. Na stole stały półmiski z różnymi rodzajami jedzenia, poczynając od szynki do kiełbasy, sera, sałaty, pomidorów, twarogu i chleba oraz innych, bardziej wykwintnych smakołyków.
Po zjedzonej kolacji mieli zamiar się położyć, ale Erzie zadzwonił telefon i musiała jechać. Tak więc przeprosili grzecznie ciotkę Scarlet i wyszli, nieco w złym humorze.
Jellal prowadził. Kiedy dojechali pod dom Erzy, dziewczyna nie wysiadła, tylko milczała i pusto wpatrywała się w okno.
- Wiesz, nie wytrzymam dłużej - odezwała się po chwili. Westchnęła. Jellal doskonale zrozumiał, o co jej chodzi. Spuścił wzrok. Czekaj na dobry moment, idioto!, jak mawiał Zeref. Bądź cierpliwy, chłopie, powolutku....
- Cała ta przyjaźń mnie rani i ja tego nie chcę. Może z tym skończmy? - zasugerowała dziewczyna, gdy Jellal nic nie mówił. Erza spojrzała na niego z wyczekiwaniem, ale chłopak nie zareagował. Scarlet westchnęła, po czym nacisnęła klamkę. Drzwi pozostały zamknięte, jakby ktoś użył klucza. Spojrzała podejrzliwie na Jellala.
- Może trochę za późno by ci o tym mówić, ale uświadomiłem sobie dzisiaj, że wyrządziłem ci straszną krzywdę. Ten cały dzień spędzony w twoim towarzystwie, te wszystkie wypadki, kiedy potknęłaś się i upadłaś, lądując na mnie. Było niezręcznie, ale w pewnym momencie chciałem, aby to nie były wypadki, a normalnie odruchy.
Jellal przycisnął Erzę do drzwi samochodu, nachylając się nad nią. Spojrzał jej głęboko w oczy, chociaż było to ciężkie, przez wzgląd na ciągłe uciekanie wzrokiem przez dziewczynę. Pocałował ją tak nagle, że nie zdążyła zareagować. Nie odepchnęła go, nie odwzajemniła tego czynu, nie zrobiła nic. Wkrótce Jellal odsunął się od niej i pocałował ją jeszcze raz, tym razem bardziej namiętnie i dopiero wtedy Erza zrobiła to samo.
- Może to trochę za wcześnie, ale odczuwasz to samo co ja? - spytała po chwili, gdy odsunęli się od ciebie. Jellal pomyślał chwilę. Nie mógł powiedzieć jej, czego chce, bo uznałaby go za zboczeńca, a pocałunek byłby tylko pretekstem do seksu. - Pożądanie, chłopaku! Seks?
- Już bałem się, że tego nie powiesz.

Jak tak teraz myślę, uprawianie seksu w samochodzie przed moim domem, kiedy rodzice jeszcze nie spali, nie było najlepszym pomysłem. Mieliśmy potem drobne problemy z wytłumaczeniem całego zajścia, ale wszystko poszło dobrze. Nasz związek był chwilami bardzo burzliwy, ale mimo przeszkód wszystko skończyło się dobrze, chociaż Jellal nadal ma żal do Zerefa o szklankę, za którą zapłacił, a za którą jego przyjaciel nigdy pieniędzy mu nie oddał.
__________________________
Mam nadzieję, że się podobało :) Wszelkie błędy proszę pisać w komentarzach, bo to bardzo ważna część.

5 komentarzy:

  1. Hahahahaha XD Padłam, końcówka najlepsza! Rypałam się dobre dziesięć minut po przeczytaniu tego one-shota. Genialne! Za pewne inni się ze mną zgodzą, tak jak i zamawiająca go osoba. Weny życzę i jeszcze więcej tak świetnych pomysłów. Sayounara i mata ne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal się śmieję z końcówki >D One-shot świetny nawet po mimo pairingu (Nie jestem fanką jerzy ;/). Czekam na więcej "spod Twojego pióra" >D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie za bardzo lubię tę parę to lubię ich historię. Nie tylko w mandze i anime, ale też wymyślone przez blogerów :). Szczerze?.... Opowiadanie zarąbiste. Kocham :D. ;). Niestety nie lubię oceniać więc napiszę tylko tyle ( Mam nadzieję, że cię tym nie uraziłam :c ).
    Bardzo mi się podoba życzę weny. Zapewne jak każdy kto przeczyta zwróci uwagę na ten podejrzanie śmieszny koniec :D.
    Pozdrawiam: Akane

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorki, że dopiero teraz oceniam... wcześniej jakoś nie miałam humoru na te "blogowe" sprawy i w ogóle ciągle czytałam jakieś fanfikszony o HP xD


    Hmm... co do błędów, znalazłam dwie literówki.
    "- Uznałam, że skoro twoje zadanie dobiegło końca, nie powinnyśmy się zbytnio spowinowacać." <--- tutaj raczej powinno być powinniśmy :)

    "Postawiła kartony na ziemi, biorąc łyk piwa z kufra Jellala." <--- tu zamiast kufra powinien być kufel, cnie?? xD Wiem, że to tylko niedopatrzenie, ale to śmiesznie brzmi xD Napiła się piwa z kufra xDxDxD


    To tyle jeśli o błędy idzie :) Bardzo fajnym stylem to napisałaś. Wszystko jest tak lekko napisane, ale jednak są uwzględnione dokładne odczucia Erzy.
    A poza tym normalnie śmiechłam xD Świetne, szczególnie moją sympatię zdobył tekst Zerefa o gejach, joga, chomik i wieczna szklanka xD (to już prawie jak nazwa własna xD Wieczna Szklanka xD)


    Pozdrawiam,
    WerkaPop

    OdpowiedzUsuń